10 kwietnia. Kanonada z Białą Gwiazdą
Całkiem niedawno - 27 marca i 4 kwietnia - odkurzyliśmy najwyższy remis i jedną z najwyższych wygranych Wisły w ekstraklasie, czyli 4:4 i 5:1 z Lechem Poznań. Dzisiaj - 10 kwietnia - przypada rocznica drugiego najwyższego remisu na tym szczeblu. Czternaście lat temu zremisowaliśmy przy Łukasiewicza z naszą krakowską imienniczką 4:4, po prawdopodobnie najlepszym meczu, jaki kiedykolwiek mogliśmy oglądać na płockim stadionie.
Rezultat 4:4 do codziennych nie należy. Poziom widowiska również odbiegał, na korzyść oczywiście, od standardów ekstraklasy, a że z Białą Gwiazdą ponownie zmierzymy się za kilka dni, więc jest znakomita okazja do wspomnień.
Spotkanie nie zaczęło się dla nas dobrze. Po kilku minutach, prowadzenie gościom dał Kalu Uche. Stracony gol znakomicie podziałał na Nafciarzy. W ciągu pół godziny zdobyli cztery bramki, wśród których na szczególne wyróżnienie zasługuje trafienie Dariusza Gęsiora na 3:1, które komentujący ten pojedynek Adam Westfal opisał słowami: "takie gole ogląda się raz na kilka lat". I... trudno się z nim nie zgodzić.
Pozostałe bramki zawdzięczaliśmy dwukrotnie - obchodzącemu dzień wcześniej urodziny - Ireneuszowi Jeleniowi i ponownie Gęsiorowi. Szkoda, że wysokiego prowadzenie nie doholowaliśmy do przerwy, wówczas byłaby większa szansa na jego utrzymanie w drugiej połowie. W 41. minucie na 2:4 trafił Mirosław Szymkowiak, a po zmianie stron do remisu doprowadzili Maciej Żurawski i Tomasz Frankowski.
Wydaje się, że zmarnowaliśmy niepowtarzalną okazję do odniesienia zwycięstwa. Pamiętajmy jednak, że mierzyliśmy się z najlepszą w swoich dziejach ekipą Wisły Kraków, która w lidze kroczyła od wygranej do wygranej, a mistrzostwo Polski przyznawano jej przed sezonem, zresztą całkiem słusznie. I to właśnie krakowianie po zakończeniu gry byli z wyniku niezadowoleni, chociaż odrobili ogromny dystans.
Fot. Włodzimierz Sierakowski