Logotyp Wisła Płocka S.A.
Oficjalna strona internetowa
WISŁY PŁOCK S.A.


Adrian Piankowski: Jestem szczęśliwy i zmęczony

 

O długiej drodze do upragnionego awansu, rozwoju jako trener i człowiek, czy odpowiednim balansie w grze drużyny porozmawialiśmy ze szkoleniowcem Nafciarek, Adrianem Piankowskim.

 

PODSUMOWANIE, STATYSTYKI DRUŻYNY KOBIET 2022/23

 

Długo, bo prawie 10 lat, trener dążył do tego awansu. Czy teraz jest uczucie spełnienia, czy to dopiero rozbudziło apetyt na więcej?

- Ta drużyna i awans to był chyba mój największy, jak do tej pory, projekt. W niczym nie byłem aż tak wytrwały i zawzięty, żeby dojść do celu, niezależnie jak długa, ciężka i momentami niewdzięczna była to droga. Natomiast w tej chwili nie jestem jeszcze pewien, czy lepszym uczuciem był sam finał, czyli ostatni mecz i ostatni gwizdek w 3. lidze, czy jednak te wszystkie fajne chwile, które przeżywaliśmy po drodze. Z jednej strony znowu czuję, że chciałbym raz jeszcze spróbować zrobić coś fajnego i trudnego z tymi osobami, bo jestem przekonany, że nie osiągnęły jeszcze 100% swoich możliwości. Z drugiej czuję, że pewien etap się zakończył, wyczerpał, zdobyliśmy razem coś, czego tak bardzo pragnęliśmy. Jestem naprawdę szczęśliwy, ale i zmęczony po tym sezonie, bo poza treningami mieliśmy blisko 70 analiz video z meczów i treningów. Przede mną jeszcze ostatni akcent tego sezonu, czyli Mistrzostwa Polski Kadr Wojewódzkich [Piankowski przebywa tam jako trener kadry MZPN U-15 - przyp. red.], tak że nawet nie mam czasu usiąść sam czy z dziewczynami i wspólnie podjąć decyzję.

Widzi trener w sobie jakąś zmianę na przestrzeni tych lat?

- Skłamałbym, mówiąc że nie. Zaczynałem jako młody chłopak, który powoli kończył grę w piłkę i wchodził w dorosłe życie. Widzę po sobie jak dużo mi piłka dała, jak dużo przy tej drużynie się nauczyłem i zrozumiałem. Jakbym miał wskazać najważniejszą zmianę, to nabrałem bardzo dużo pokory. Rozumiem, że czasem się przegrywa, że czasem dajesz z siebie 100%, a to nie wystarcza. Że nie wiesz wszystkiego i nawet nie musisz wiedzieć. Że czasem jesteś od kogoś słabszy lub masz gorszy dzień i że to też jest jak najbardziej okej, po prostu jutro nad tym pracujesz. A jeżeli wygrywasz, to super, tylko warto wiedzieć dlaczego tak się stało. Pamiętam, że po meczu ze Złym w poprzednim sezonie powiedziałem dziewczynom, że nigdy nie jesteśmy tak dobrzy jak się czujemy po wygranym meczu i tak słabi jak się czujemy po przegranej. Naszą drużynę charakteryzuje to, że czasem po wygranym meczu wiemy, że był słaby, a po przegranym – jak na przykład z Polonią – nie jesteśmy na siebie źli. Bo piłkarsko czy trenersko... Nie mam nawet pojęcia, bo jak zaczynałem, nie wiedziałem nic. Nie zmieniło się na pewno to, że cały czas chcę wygrywać, ale żeby też granie w piłkę i trenowanie sprawiało mi i mojej drużynie radość.

Mówi się, że ofensywa wygrywa mecze, ale to defensywa zdobywa trofea. W tym sezonie drużyna zdobyła aż 102 bramki, najwięcej w lidze, i straciła tylko 24 (drugi najlepszy wynik). Jak udało się osiągnąć tak idealny balans pomiędzy tymi dwoma aspektami gry?

-  W tym sezonie dokładnie liczyłem ile czasu na treningach poświęciliśmy na jaki aspekt i może to zabrzmieć dziwnie, ale moment, w którym się stricte bronimy, zajął nam najmniej czasu (12 treningów). Znamy swoje wady czy słabe punkty i robimy wszystko, żeby je zakryć czy zniwelować. Balans w naszej grze bierze się z cierpliwości, która w naszej piłce nie jest zbyt popularna. Często nawet rodzice dziewczyn czy nasi kibice mruczeli pod nosem, żeby nie wycofywać piłki, czy szybciej przenosić ją do przodu, ale my wolimy spróbować zaatakować jeszcze raz, zamiast atakować w sytuacjach pół na pół. Staramy się jak najdłużej mieć piłkę i nie tracić jej w momentach, gdy jesteśmy niezorganizowani lub w miejscach, które są wyjątkowo niebezpieczne. Jeżeli już do takiej straty dojdzie, to chcemy być – i moim zdaniem w tej lidze byliśmy – najlepiej pressującym i odbierającym piłkę wysoko zespołem. Tutaj chyba idealnym przykładem może być Ola Synowiec, nasza najlepsza strzelczyni, która wykonywała ogrom pracy, żeby odebrać piłkę. A jeżeli już jesteśmy przy Oli – mając tak dobrego napastnika, musieliśmy tworzyć jak najwięcej, ale też możliwe najlepszych dla niej sytuacji, bo prawie w ciemno możemy zakładać, że jeżeli możemy dograć w pole karne, to Ola tam będzie. A jeżeli któryś zespół poświęcił więcej osób na jej pilnowanie – to znaleźliśmy sposób jak to wykorzystać i przenieść odpowiedzialność na inne osoby i pozycje.

W stosunku do poprzednich sezonów, co się zmieniło/co trener zmienił w grze drużyny?

- Cały czas z tyłu głowy mam, jak miałaby wyglądać moja idealna drużyna i w tym sezonie byliśmy już w stanie wejść na następny poziom. Przede wszystkim: zaczęliśmy bronić jeszcze wyżej, atakować przeciwnika jeszcze szybciej i agresywniej. Jest ryzyko straty, bo mamy często pół boiska albo i więcej za plecami, ale dziewczyny są świadome, w którym momencie atakować i co robić, jeżeli nie zdążymy. Na pewno też o wiele częściej atakujemy bramkę przeciwnika, a szczególnie jeżeli chodzi o dośrodkowania – kiedyś piłek zagrywanych górą było w naszej grze bardzo mało. A przede wszystkim, w tym sezonie jesteśmy na boisku o wiele bardziej elastyczni. Zmieniliśmy nasz system gry, przesunęliśmy trochę element uporządkowanej struktury niżej, przez co z przodu mamy więcej miejsca, w które możemy wbiegać, zbiegać, podawać, czy zostawiać wolną przestrzeń, żeby przesunąć przeciwnika. Czasem wiem, jak akcja się skończy, ale nie jestem pewien w jaki sposób dziewczyny do niej dojdą, bo mamy ramy zachowań, w których poruszają się i wiedzą jak na ruch jednej osoby powinna zareagować następna. Dlatego czasem nasz boczny obrońca znajduje się blisko napastnika, defensywny pomocnik w rejonach skrzydłowej, czy skrzydłowa blisko środkowych obrońców.

 

Klaudia Łyzińska: Cieszę się jak dziecko [WYWIAD]

 

Jak te dwie porażki z początku sezonu wpłynęły na plan trenera na tę kampanię?

- Na porażkę z Piątnicą zareagowałem źle i to był jedyny moment w tym sezonie, gdzie trochę odczułem presję, jaką na siebie nałożyliśmy i że być może właśnie pokrzyżowaliśmy sobie plany. I tu chciałbym pochwalić dziewczyny i bardzo im podziękować, bo przekazały mi swoje uwagi, łącznie z tym że przesadziłem i zachowałem się źle, stawiły się wszystkie na treningu i pracowały na 100%. Po tym meczu też zdecydowaliśmy, że niektórych piłek po prostu nie jesteśmy w stanie opanować czy utrzymać w boisku i od tego momentu powtarzaliśmy sobie, że jeżeli ryzyko jest zbyt duże, to zażegnamy je w najprostszy sposób, wybijając piłkę albo daleko do przodu albo w aut.

Gdyby trener mógł coś w tamtych meczach zmienić, co by to było?

- Prawdopodobnie nic. Jak już usiadłem do analizy, to okazało się że obydwa mecze były w naszym wykonaniu po prostu dobre. W obydwu brakowało nam trochę szczęścia – z Piątnicą przegrywaliśmy od 1. minuty, gdy piłka podskoczyła naszej bramkarce i napastniczka ją przejęła, z Polonią sędzia nie uznała nam słusznie zdobytej bramki na 1:0 – i trochę umiejętności, a może chłodnej głowy i opanowania emocji. W obydwu meczach stworzyliśmy sobie bardzo dużo sytuacji, pierwsza połowa w Warszawie była jedną z najlepszych w tamtej rundzie. Może te przegrane były nam potrzebne, żeby zrozumieć, że nie wszystko będzie nam wychodzić tak, jak chcemy, że nie jesteśmy i nie będziemy bezbłędni, dlatego musimy jeszcze bardziej zwracać uwagę na te małe, kluczowe momenty meczów.

Który mecz w tym sezonie był według trenera kluczowy oraz po którym trener poczuł, że ten awans nie wymknie się już z rąk?

- Wyjazdowy mecz z Zamłyniem Radom był dla mnie takim sygnałem, że coś się zmieniło. Że chyba to jest ten moment, w którym dziewczyny są w stanie dźwignąć ciężkie chwile, są w stanie po prostu walczyć o korzystny wynik, nawet jeżeli coś nie idzie tak jak powinno oraz że są bardzo silną i pewną siebie ekipą. Pokazał też, że nie zadowala ich plan minimum – bo niby zremisowaliśmy bardzo ciężki mecz i mieliśmy 1 punkt przewagi przed rundą rewanżową, a tak naprawdę nie było radości, bo w ostatniej akcji nie wykończyliśmy idealnej sytuacji. I ten moment przez całą rundę sobie powtarzaliśmy – jak już nie chciało nam się biegać, to krzyczałem: „RADOM 93 minuta! 3:3” i nikt nie chciał znowu zremisować. Natomiast po wygranej 5:0 w Płocku z Polonią sam poczułem, że jesteśmy już jedną nogą w drugiej lidze. Zagraliśmy być może najlepszy mecz od początku istnienia drużyny, wychodziło nam prawie wszystko i czuliśmy się bardzo, bardzo mocni. Dodatkowo Legia wtedy zremisowała i powiększyliśmy przewagę do chyba 4 punktów.

Na co można liczyć w następnym sezonie?

- Na to, co zawsze – będziemy chcieli awansować do 1. ligi. Być może będziemy musieli walczyć o utrzymanie, natomiast na pewno będziemy trenować i szukać elementów do poprawy, żeby być znowu coraz lepszym zespołem i krok po kroku zbliżać się do czołówki. Będziemy chcieli strzelać dużo bramek, odbierać piłkę wysoko, rzadko ją tracić. Jeżeli ten zespół był wersją 2.0, to spróbujemy ją jeszcze raz poprawić, ulepszyć. Dużo zależy od decyzji personalnych, natomiast tutaj sprawa jest cały czas otwarta i nie mamy żadnych zobowiązań, dlatego dopiero na pierwszym treningu przekonamy się jak będzie wyglądała kadra i sztab, bo wydarzyć może się naprawdę wszystko.

Jeżeli ja mógłbym sobie czegoś życzyć, to żeby kibice coraz chętniej wspierali zespół kobiet, bo dziewczyny naprawdę zasługują na zainteresowanie, wsparcie i doping w trakcie meczów.

 

Klaudia Stradomska: Dawaj dziewczyno! [WYWIAD]

 

 





ZOBACZ TAKŻE:


Właściciel

Sponsor strategiczny

Sponsorzy główni