Adrian Piankowski przed #WPŁOBO: „Wyjdziemy po to, żeby wygrać”
Już w niedzielę 24 marca o 13:00 na bocznym boisku B2 Nafciarki zainaugurują rundę wiosenną w 2. lidze kobiet. Z trenerem Adrianem Piankowskim porozmawialiśmy o przygotowaniach, transferach, transmisji najbliższego meczu, czy o rozwoju piłki kobiecej w Płocku.
Jak przebiegły przygotowania do rundy wiosennej?
Adrian Piankowski: - Myślę, że to były nasze najcięższe przygotowania do tej pory. Myślałem, że w tamtym sezonie trenowaliśmy ciężko, natomiast ta zima była najcięższa jak do tej pory. Wprowadziliśmy naprawdę dużo nowych rzeczy, dużo nowych rzeczy się nauczyliśmy, dużo rzeczy poprawiliśmy. Sama intensywność była wysoka, objętość też była duża. Dołożyliśmy ćwiczenia z ciężarami, tak że myślę, że ta zima była najmocniejsza odkąd ta drużyna istnieje.
Mam wrażenie, że za każdym razem trener powtarza to samo i mówi, że ten okres przygotowawczy był najcięższy. Czy to jest po prostu takie gadanie, czy naprawdę jest coraz mocniej?
- Myślę, że nawet jeżeli chodzi o liczbę treningów, to mieliśmy ten jeden trening więcej niż w tamtym sezonie. Do tego te treningi, może nie planowo, ale bywało, że były o pół godziny dłuższe. Bywało, że siedzieliśmy na stadionie po dwie godziny. No nie, ja jestem przekonany, że te zajęcia są coraz mocniejsze, bo też doświadczyliśmy tego, że ta liga wymaga od nas więcej, że jesteśmy na poziomie, gdzie nasze aktualne umiejętności nie wystarczą. Jestem przekonany, że te treningi są o wiele mocniejsze i trenujemy o wiele intensywniej.
A czym ma się ten zespół różnić od tego jak grał jesienią? Co ma być jego atutem, czym ma wygrywać mecze?
- Przede wszystkim nie powinniśmy być już tak naiwni jak byliśmy w tamtej rundzie, bo za dużo bramek straciliśmy takim nastawieniem, jak mieliśmy do tej pory, że my zawsze damy radę piłkę wysoko odbierać i zawsze damy radę ją spokojnie rozgrywać. Sporo czasu na to poświęciliśmy i myślę, że takich głupich bramek powinniśmy już tracić mniej. Jasne, będziemy chcieli tę piłkę mieć i będziemy chcieli ją jak najszybciej rozgrywać, ale to nie będzie też tak jak do tej pory, że zawsze będziemy pressować wysoko, bo runda jesienna nam pokazała, że te zespoły są już na tyle dobre, że czasem po prostu trzeba się lekko cofnąć. Z drugiej strony też dużo pracowaliśmy nad tym, żeby w trakcie gry być w stanie skorygować swoje ustawienie czy zachowanie w zależności od tego jak gra przeciwnik. Tak że myślę, że jeżeli zespół przeciwnika coś w trakcie gry zmieni, to my powinniśmy być w stanie dosyć płynnie na to zareagować, żeby nasza gra była dalej płynna.
Kilka słów o nowych zawodniczkach.
- Bardzo fajne jest to, że młodsze dziewczyny z naszego miasta czy okolic zaczynają do nas dołączać. Przed tą rundą pozyskaliśmy trzy dziewczyny, a dodatkowo zgłaszamy teraz Majkę Lendzion, która od dłuższego czasu z nami trenowała. Przyszły Antonina Sosnowska i Julia Majewska ze Stoczniowca oraz Oliwia Marcinkowska z FEA Gostynin, które na pewno będą wzmocnieniem – o ile Oliwka na już, pozostałe dziewczyny gdzieś w najbliższej przyszłości. Może nie są to takie transfery, jakie zrobił nasz najbliższy przeciwnik, że przychodzi zawodniczka z doświadczeniem ekstraligowym i tę grę wyraźnie odmieni, natomiast to też jest jakiś tam kolejny kroczek, żeby nasza drużyna była coraz lepsza, a w następnym sezonie dołączą już do nas pierwsze dziewczyny, które przeszły szkolenie jako piłkarki Wisły od małego. Tak że myślę, że kroczek po kroczku zawodniczki w tej drużynie będą objęte już takim profesjonalnym szkoleniem.
W niedzielę przyjeżdża do nas lider – Juna-Trans Stare Oborzyska. Czego się spodziewamy po tym przeciwniku?
- To na pewno będzie ciężki mecz, bo przyjeżdża najmocniejsza drużyna tej ligi, która jeszcze solidnie się w zimę wzmocniła ściągając jedną z najlepszych zawodniczek w tej lidze. Na pewno nie będzie tak, że tego przeciwnika zdominujemy, bo ten mecz, ja mam nadzieję, że on będzie wyrównany, natomiast będziemy musieli uważać na ich kontrataki, na to jak piłkę zagrywają do napastniczek, bo ich dziewczyny z przodu są naprawdę dobre, naprawdę groźne. Natomiast no w tamtej rundzie tamten mecz w naszym wykonaniu nie był zły i myślę, że jeżeli nie wydarzy się nic specjalnego, nie zrobimy jakiegoś głupiego błędu, szczególnie na początku meczu, to my chcemy w tym meczu zdobyć trzy punkty. Nie wyjdziemy na boisko tylko po to, żeby nie przegrać, a wyjdziemy po to, żeby wygrać i pokazać, że jesteśmy mocni.
Ostatnio nie było transmisji z naszych meczów, teraz znowu takowa się pojawi. Czy to jakaś dodatkowa motywacja, emocje, a może stres?
- Kiedyś powiedziałem, że chciałbym, żeby wszystkie mecze w naszej lidze były transmitowane, bo raz, że to nadaje takiego troszkę profesjonalizmu, a dwa, że fajnie by było wiedzieć jak gra przeciwnik i żeby przeciwnik też wiedział jak gramy my, i żeby ta piłka szła gdzieś bardziej do tej strony taktycznej, tak jak to wygląda na tym najwyższym poziomie. Ja się bardzo cieszę, że ta transmisja dzięki sponsorowi – czyli Pasiekom Rodziny Sadowskich – będzie, bo robimy wszystko, żeby o nas było gdzieś w mieście głośno, żeby ludzie wiedzieli, że gramy w piłkę i żeby mogli to śledzić. Z drugiej strony wiem, że naprawdę mało drużyn w tej lidze robi transmisje i przypuszczam, że przeciwnicy ten nasz mecz będą później oglądać i jakieś wnioski z niego wyciągną. Natomiast liczę, że w najbliższej przyszłości tych transmisji będzie więcej i będziemy mogli gdzieś tam każdy na każdego się przygotowywać.
Pojawiła się myśl, żeby tę transmisję po zakończeniu meczu zablokować, żeby właśnie tych niuansów taktycznych przeciwnicy nie mogli rozgryzać?
- Nie wiem, zobaczymy. Gdzieś mam to z tyłu głowy, że jeżeli ktoś tego meczu na żywo nie zobaczy, to go z odtworzenia nie będzie, natomiast zobaczymy po meczu.
Może teraz parę słów o tobie. Poprzedni sezon zakończył się wreszcie dużym sukcesem, awansem, natomiast runda jesienna to był duży zjazd, jeżeli chodzi o wyniki. Czy nie pojawiła się taka myśl, że ta misja jest już zakończona, zmienić klub i zacząć na świeżo?
- No był taki ciężki moment, bo od bardzo dawna chciałem, żebyśmy z tym zespołem awansowali na szczebel centralny i jak już tu weszliśmy, to przeszło mi przez głowę, że być może to jest ten moment, w którym osiągnęliśmy cel i może trzeba ten etap zamknąć i spróbować czegoś innego. Tym bardziej, że – tak jak powiedziałaś – ta runda była ciężka, tych meczów przegraliśmy naprawdę bardzo dużo i momentami ciężko mieliśmy sobie z tym poradzić. Natomiast były takie momenty, że było czuć, że my jeszcze możemy dużo fajnych rzeczy zrobić, że to jeszcze nie jest nasz max. A z drugiej strony też cały czas walczymy o to, żeby cały czas piłka kobieca w naszym mieście się rozwijała i to się dzieje. W Stowarzyszeniu prawdopodobnie będziemy teraz mieli trzecią drużynę dziewczynek, dlatego ja głęboko wierzę, że nasza praca nie odbija się tylko na naszym zespole i nie pójdzie na marne, a w najbliższej przyszłości Płock i Wisła będą po prostu mocnym klubem, jeżeli chodzi o piłkę kobiecą.
Czujesz się może trochę ojcem futbolu kobiecego w naszym mieście? W końcu jesteś w tym już kilkanaście lat.
- Górnolotne, ale tak szczerze mówiąc myślę, że gdzieś tam duży wkład do tego poczyniłem i nie mi to oceniać, ale myślę, że moja w tym wytrwałość i zawziętość, jak i też zawodniczek, które poświęcały i poświęcają naprawdę bardzo dużo w momentami kiepskich warunkach, się mocno do tego rozwoju przyczyniła. Myślę, że zrobiliśmy dużo, żeby ta piłka dzięki nam w Płocku istniała i te wszystkie młode dziewczynki mogły w nią tu grać.
Zostałeś nominowany do nagrody Trenera Roku w Plebiscycie Sportowym…
- Jest mi milutko, ale nie napinam się na tę nagrodę.
Jesteś jednoosobowym sztabem. Nie męczy cię to?
- Jest to ciężkie. Wiem, jaka jest sytuacja i że nie możemy sobie na tę chwilę pozwolić na to, żeby ten sztab był jakiś mega duży i rozbudowany, natomiast jest to konieczne i mam nadzieję, że jeżeli nie w tej rundzie, ale już na pewno na następny sezon muszą tutaj dołączyć przynajmniej ze dwie osoby. Przynajmniej asystent i może trener od bramkarek, czy ktoś inny. Przydałaby się też taka osoba, która będzie pilnowała tych wszystkich spraw organizacyjnych, bo zajmuje to już naprawdę dużo czasu. Do tego jeżeli chodzi o treningi, to mamy fajną, szeroką kadrę – praktycznie przez całą zimę na treningach mieliśmy po 20-22 zawodniczki. To, że jest to ciężkie, to raz, natomiast czuję to też, że jeżeli byłaby jeszcze jedna czy dwie osoby, to trening byłby jeszcze bardziej dokładny, jeszcze bardziej intensywny, bo moglibyśmy się podzielić na mniejsze grupy i wycisnąć z tego jeszcze więcej.
Fot. Natalia Gonta