"Bardzo wierzę w tę drużynę" - rozmowa z trenerem Piankowskim
Zawodniczki drużyny kobiet Wisły Płock zakończyły niedawno swoją pierwszą rundę w niebiesko-biało-niebieskich barwach. Z tej okazji rozmawiamy z trenerem Adrianem Piankowskim o tym, jak jego okiem wyglądały minione miesiące i jak ocenia grę swoich podopiecznych. Zapraszamy do lektury.
- 5. miejsce, 18 punktów, 5 zwycięstw, 3 remisy i 3 porażki. Czy jest trener ogólnie zadowolony z tej rundy w III lidze? Poproszę o takie krótkie podsumowanie.
Adrian Piankowski: Na pewno mierzymy w to, żeby z tej ligi awansować i jesteśmy w stanie to zrobić, więc biorąc to kryterium pod uwagę, nie można powiedzieć, że jesteśmy zadowoleni. Natomiast jeżeli chodzi o naszą grę, jestem zadowolony z tego, jak nasz zespół wyglądał. Oczywiście - trochę tych punktów nam zabrakło, trochę ich potraciliśmy i może się okazać, że po prostu będzie ich za mało, żeby ten awans wywalczyć, natomiast na pewno jesteśmy mocną drużyną i w tej lidze trzeba się z nami liczyć.
- Czy jest jakieś spotkanie, które gdyby trener mógł powtórzyć, to zmieniłby na nie taktykę, wystawił inny skład?
- Jeżeli mógłbym któryś powtórzyć, to byłby to ten przegrany 2:3 z Astorią Szczerców Junior, ale nie z powodów personalnych czy doboru taktyki - po prostu wydaje mi się, że gdybyśmy mogli go rozegrać jeszcze raz, to na pewno byśmy go wygrali. Popełniliśmy tam takie błędy, które, wydaje mi się, że w następnych może dwóch sezonach, już się nie powtórzą. Jeżeli chodzi o jakąś rzecz taktyczną, to zastanawiam się, czy może ten ostatni mecz z Jantarem Ostrołęka nie potrzebował delikatnej korekty w ustawieniu. Na bieżąco wydawało mi się, że to było najlepsze, co mogliśmy w tamtym momencie zrobić i po fakcie nie jestem pewien, czy na pewno tam trzeba było coś zmieniać.
- A jak wytłumaczyć te 3 porażki w trzech pierwszych meczach sezonu?
- Złożyło się na to kilka takich małych rzeczy. Najłatwiej byłoby powiedzieć, że po prostu zabrakło nam szczęścia i byłoby to w jakimś stopniu prawdą, bo mieliśmy w tych meczach bardzo dużo sytuacji i powinniśmy te bramki zdobywać, natomiast poza boiskiem dużo się działo w trakcie tych trzech pierwszych kolejek. Dopiero staliśmy się Wisłą Płock i to było dla nas coś nowego, zagraliśmy pierwszy raz w niebieskich koszulkach, była pierwsza sesja zdjęciowa i trochę szumu wokół tej drużyny, więc na pewno jakieś emocje przy tym były. Uważam, że naszymi umiejętnościami powinniśmy byli te spotkania wygrać, natomiast źle zaczęliśmy sezon i myślę, że drużyna w jakimś stopniu mnie potrzebowała, a ja akurat miałem swoje problemy osobiste, które, nie będę ukrywał, uniemożliwiły mi takie wsparcie duchowe czy mentalne tego zespołu... Po prostu nie byłem w stanie tego zrobić, więc pewnie troszeczkę jest w tym mojej winy. Po tych dwóch-trzech meczach zmieniliśmy jedną rzecz w tym jak atakujemy i jedną w tym jak bronimy. Myślę, że gdyby ta liga zaczęła się dwa-trzy tygodnie później lub moglibyśmy zagrać jeszcze dwa-trzy sparingi, to pewnie do tych porażek by nie doszło. Czasu nie cofniemy, ale wyciągnęliśmy z tych meczów dużo, bo później już nie przegraliśmy. Myślę, że dobrze zareagowaliśmy na to, co się wtedy stało.
- Kiedy drużyna wygrywała, to robiła to wysoko (7:0, 5:0, 4:2, 5:0, 3:1), ale kiedy remisowała lub przegrywała, to ta skuteczność już nie była tak wysoka (najwięcej strzelonych bramek, to 2 w meczu z Astorią) - skąd się bierze taka rozbieżność?
- Na pewno ważne jest to, że kiedy już tę pierwszą bramkę zdobywamy, to nabieramy dużej pewności siebie i wszystkie te stykowe piłki, które możemy wepchnąć bramkę, po prostu wpychamy. Drugą rzecz pokazał choćby ten ostatni mecz z Jantarem. Wszystkie drużyny wiedzą jak my gramy - że my będziemy piłkę posiadać, że będziemy starali się grać atakiem pozycyjnym i jeżeli tej bramki szybko nie strzelamy, to przeciwnik się cofa i musimy włożyć naprawdę dużo energii, żeby tego gola zdobyć. A jeżeli jeszcze musimy gonić wynik, to jest to jeszcze cięższe. Chyba w każdym ze spotkań mieliśmy dobre sytuacje, tak jak na przykład w tym pierwszym z Pabianicami, kiedy to my pierwsi stworzyliśmy dwie stuprocentowe okazje, żeby ten wynik otworzyć. Pressujemy bardzo wysoko, jeżeli nie mamy piłki, to od razu próbujemy ją odzyskać i to kosztuje bardzo dużo energii. Myślę, że jeżeli nie strzelamy szybko bramki, a jeszcze ją tracimy, to po prostu pod koniec może nam tych sił troszeczkę brakować. Przeciwnikowi jest się łatwiej bronić, niż nas atakować i myślę, że to z tego wynika.
- To jeszcze wrócę do tej Ostrołęki - jak to wyjaśnić, że w tym meczu nic na początku nie wpadło, mimo świetnych okazji?
- Też chciałbym wiedzieć. Próbując to wyjaśnić, zacznę od tego, że w tym meczu w tych dobrych sytuacjach znalazła się Oliwia Stasińska, która jest zawodnikiem, który dość późno zaczął grać w piłkę, a do tego zaczynała jako obrończyni. Oliwia jeszcze nie czuje się taką postacią, od której mogłyby zależeć losy meczu i jeżeli dochodzi do sytuacji, w których można wręcz powiedzieć, że ona mogłaby nam ten mecz wygrać, to jeszcze nie czuje się na tyle silna, żeby to zrobić. Oczywiście - pracuje nad tym i tak jak na początku nie było prawie w ogóle jej indywidualnych akcji, tak teraz jest już bardzo blisko, żeby te bramki zdobywać. Brakuje nam też trochę szczęścia - uderzamy centymetry obok słupka, uderzamy w bramkarkę, gdzieś czasem jesteśmy łapani na minimalnym spalonym i niestety takie rzeczy się zdarzają.
- To może jeszcze "podpompujmy" trochę Oliwię i powiedzmy jej, jak bardzo w nią wierzymy.
- Tak, Oliwia jest zawodniczką, która jak zaczynała u nas trenować, to śmialiśmy się razem, że jest po prostu drewniana, a wyrosła na postać, od której bardzo dużo zależy i w ataku, i w obronie. Gra jako wahadłowa i w każdym meczu przebiega bardzo dużo kilometrów, ma świetne dośrodkowanie z lewej nogi i z tych dośrodkowań możemy strzelać bramki. Głęboko wierzę w to, że w tej drugiej rundzie losy meczów będą bardzo od niej zależały.
- Przejdźmy do defensywy - drużyna nie straciła w żadnym meczu więcej niż 2 bramki, a łącznie w 11 spotkaniach tylko 10, a więc możemy się pochwalić mianem najlepszej obrony ligi - czy to właśnie na defensywę trener postawił większy nacisk w przygotowaniach do sezonu?
- To, że nie tracimy bramek, wynika ze stylu, w jakim gramy. Natomiast jeżeli ktoś by powiedział, że nasz styl jest defensywny, to myślę, że bardzo mocno by się pomylił. To, że tracimy tak mało bramek, to jest zasługa całego zespołu. Nasi napastnicy naprawdę dużo grają w obronie, pressing zaczyna się od nich, atakujemy w zasadzie pierwsze podanie od bramkarki i zużywamy na to dużo siły - czasami się zastanawiam, czy nie za dużo. Po pierwszych dwóch meczach zmieniliśmy trochę to, jak się bronimy, bo zakładałem, że to nasze wahadłowe będą zaczynały pressing, a bardzo szybko się okazało, że to nie jest najlepszy pomysł i drużyny w tej lidze już potrafią zaczynać grę od bramki. Kiedyś było to po prostu długie podanie i nie musieliśmy aż tak dużo biegać...
- Niedość, że długie, to jeszcze często po prostu kiepskie - słabe i niecelne...
- Teraz te drużyny wciągają nas dosyć głęboko zaczynając od bramki i musieliśmy ten pressing skorygować po pierwszych meczach. A dlaczego tracimy tak mało? Tak jak powiedziałem, atakują napastnicy, atakują pomocnicy, bardzo, ale to bardzo poprawiły się nasze środkowe obrończynie i tu przede wszystkim muszę wyróżnić Karolinę Ejman, która po prostu pod nieobecność i Klaudii Stradomskiej, i częściowo Natalii Marciniak, jest takim "szefem" tej obrony. Gra jako centralny środkowy obrońca, bardzo dobrze skraca pole i bardzo dobre cofa się, kiedy można nam zagrać piłkę za plecy. Do tego też mamy 3 bardzo dobre bramkarki, które dość pewnie czują się na przedpolu i pewnie rozgrywają z nami piłkę. Myślę, że nie można powiedzieć, że jesteśmy zespołem defensywnym, tylko po prostu odbieramy piłkę wysoko, no i też staramy się tę piłkę jak najrzadziej tracić, żeby nie dać przeciwnikowi strzelać.
- W kontekście tej obrony zastanawia mnie, dlaczego trener przestawił bardzo ofensywną i notującą dobre liczby [5 bramek i 4 asysty w pierwszych siedmiu meczach - przyp. red] Maję Zielińską na pozycję stopera? Nie czuje trener, że to trochę marnotrawstwo potencjału?
- Na pewno! Myślę, że gdyby grała z przodu, to strzeliłaby drugie tyle bramek, natomiast wydarzyły się dwie rzeczy, które to spowodowały. Maja od początku października poszła na studia do innego miasta i to już, można powiedzieć, zmniejszało jej hierarchię w zespole, bo z nami nie trenowała. Byłbym nie fair, gdyby zawodniczka, która już z nami nie trenuje była stawiana wyżej niż ta, która jest na każdym treningu. Druga rzecz to to, że nie ma z nami wciąż Klaudii Stradomskiej, która jest w trakcie rehabilitacji [po rekonstrukcji więzadła krzyżowego - przyp. red.], do tego problemy z kolanem ma Natalia Marciniak. To było wiadome, że ona wcześniej czy później będzie miała zabieg, ale dopóki noga jej wytrzymywała, to Natalia grała. Kiedy się okazało, że już nie będzie w stanie grać, musieliśmy coś wymyślić. Prawda jest taka, że mamy problem z obrońcami, a też w przypadku Oliwii Stasińskiej i Natalii Borowskiej jest podobnie jak w przypadku Majki - one mają tak duży potencjał ofensywny, że szkoda byłoby je przesuwać niżej. Maja też chciała kiedyś spróbować gry jako obrończyni i tak się to wszystko złożyło, że zagrała i wygląda tam nieźle. Dobrze zbiera długie piłki i po prostu pasuje do tej pozycji. Jeżeli by chciała i wróciłaby do Płocka, to jak najbardziej mogłaby grać jako obrończyni.
- Czy jest jakaś zawodniczka, którą trener chciałby wyróżnić za minioną rundę?
- Najłatwiej byłoby powiedzieć, że chyba wszystkie, bo naprawdę jako jednostki dziewczyny się bardzo podciągnęły w górę. Jeżeli już miałbym kogoś wyróżnić, to na pewno byłaby to Karolina Ejman. Jestem pod wielkim wrażeniem progresu, jaki ona robi i ciężkich zadań, jakie na siebie bierze. W obronie dowodzi całą linią, dobrze rozgrywa i napędza naszą grę. Poza nią wyróżniłbym nasze dwie defensywne pomocniczki - Klaudię Łyzińską i Julię Asakowską, które mają bardzo dużo zadań w obronie i w ataku. Myślę też, że któraś z naszych atakujących zasługuje na wyróżnienie - czy to Daria Kusa, czy Ola Synowiec, bo to, że strzelają dużo bramek to jedno, ale też bardzo mocno pracują w pressingu. Możemy też na nie liczyć - kiedy nie możemy zrobić czegoś drużynowo, to jest szansa, że kiedy one dostaną piłkę, to z tą piłką coś dobrego się wydarzy.
- Objawienie rundy?
- Myślę, że Amelia Kraszewska, która, po tym jak do nas dołączyła, dała troszeczkę tego spokoju w bramce. Myślę, że też Kinga Brzezińska, która jak już zadomowiła się w pierwszej jedenastce, to bardzo szybko się okazało, że będzie dobrą zawodniczką. Wyróżniłbym też nasze obydwie wahadłowe, bo to, że mają dobrą kondycję do tego, żeby grać na tej pozycji, to było wiadome, natomiast chyba nikt z nas nie sądził, że nasza gra ofensywna w aż tak dużym stopniu będzie się na nich opierała.
- Odgradzamy tę rundę już grubą kreską. Jakie są plany na przerwę zimową?
- W piłce kobiecej ta przerwa jest dość długa - to będzie 5 czy 6 miesięcy, tak że mamy bardzo dużo czasu, żeby przygotować się do rundy wiosennej. Nie wyjedziemy na obóz, bo przez sytuację w kraju ciężko było coś planować, natomiast będziemy trenować tu, na naszych obiektach. Mamy kilka takich rzeczy mniejszych i większych do poprawienia. Zagramy pewnie kilka turniejów halowych i kilka sparingów na trawie. Myślę, że to będzie ciężki okres, bo tej pracy jest dużo do zrobienia, ale liczę na to, że zaangażowanie dziewczyn będzie bardzo duże i to będzie bardzo miły czas. Będziemy też chcieli, już jako Wisła, nawiązać współpracę z klubami, w których są czy to drużyny dziewczęce, czy pojedyncze dziewczynki, bo myślę, że jeżeli uda nam się to zrobić, to u nas w okręgu naprawdę można stworzyć fajne środowisko dla tych dziewczyn, które grają w piłkę. Oczywiście to jeszcze wyjdzie w praniu, natomiast mam nadzieję, że uda nam się te dziewczynki ściągać tutaj na stadion przynajmniej raz w miesiącu na wspólny trening, żeby one po pierwsze czuły, że je obserwujemy i mogą do nas dołączyć, a po drugie, żeby miały szansę się rozwinąć i grać z innymi koleżankami.
- Na koniec zapytam, czy może nam trener powiedzieć, jaki cel jest stawiany przed tą drużyną na koniec sezonu?
- W klubie nikt nie powiedział nam, że musimy koniecznie awansować "bo jak nie awansujemy, to będzie coś złego". Natomiast my zawsze chcieliśmy iść wyżej i nigdy nie ukrywałem, że ja bardzo mocno wierzę w tę drużynę i te zawodniczki. Myślę, że ich umiejętności są wystarczające, żeby zająć pierwsze miejsce i awansować. Jeżeli się nie uda, to będziemy chcieli zająć drugie, bo może się okazać, że i to wystarczy do awansu. Jeżeli nam zabraknie punktów do drugiego, to będziemy się starali wygrywać każdy kolejny mecz i zająć jak najwyższą pozycję. Dla mnie bardzo ważnym elementem jest to, żebyśmy w każdym meczu grali dobrze i żeby ten każdy nasz mecz był coraz lepszy. Żebyśmy po prostu tą naszą grą pokazywali, że warto było nam zaufać, warto jest w nas wierzyć i że naprawdę ta drużyna jest w stanie ten awans wywalczyć - jeżeli nie teraz, to może w przyszłym sezonie, ale żebyśmy z każdym kolejnym meczem pokazywali, że jesteśmy dobrym zespołem.