Awans trzeciego zespołu Wisły Płock
W miniony weekend zakończyły się rozgrywki płockiej Klasy B. Wisła III Płock odniosła w nich szesnaście zwycięstw, nie tracąc ani jednego punktu. Taki rezultat dał jej spokojny awans do Klasy A, który zapewniła sobie zresztą już przed miesiącem.
Początkowo Wisła III Płock rywalizację miała rozpocząć na wyższym szczeblu rozgrywkowym. Ostatecznie jednak zapadła decyzja, że Nafciarze zaczną od poziomu płockiej Klasy B. W ten oto sposób podopieczni trenera Krzysztofa Kwasiborskiego uzupełnili stawkę płockiej Klasy B. - Tak, to było spore rozczarowanie, że zaczynamy jednak aż od Klasy B. Straciliśmy przez to sporo osób spoza Płocka. Były pewne problemy kadrowe, szczególnie że to był początek tej Wisły III Płock. Mimo to jednak były momenty, gdzie zdominowaliśmy tę ligę, wygrywając dość wysoko. Szczególnie kiedy był przypływ tych zawodników z drugiego zespołu. Z czasem jednak ci najlepsi zawodnicy, żeby się mocniej rozwijać, zaczęli grać gdzie indziej. Dominik Gedek trafił do Stoczniowca Płock, gdzie daje radę. Szymon Winiarkiewicz też początkowo startował z pułapu "trójki". Szczególnie w tej pierwszej rundzie mieliśmy zawodników, którzy robili, co chcieli. Do tego Kacper Wiśniewski też z biegiem czasu zasilił kadrę drugiego zespołu. Daliśmy sobie jednak radę także tym wewnętrznym składem, z którym również nie przegrywaliśmy — przyznaje Mariusz Skołt ze sztabu szkoleniowego Wisły III Płock.
Ostatecznie w ligowej tabeli zobaczyliśmy pięć drużyn. Oprócz płocczan były to Lwówianka Lwówek, Mazowia Słubice, Sparta Nowe Miszewo oraz Wisła Główina-Sobowo. Z racji małej liczby drużyn, dość niecodzienny był system tychże rozgrywek. W jednej rundzie każdy zespół grał ze sobą dwa razy, z kolei co kolejkę jedna z ekip musiała pauzować. W związku z tym w trakcie dwudziestu kolejek klub rozegrał łącznie szesnaście spotkań. Czas pokazał, że "trójka" nie miała sobie równych i odniosła komplet zwycięstw. W tym czasie udało jej się zdobyć aż dziewięćdziesiąt siedem bramek. Straciła piętnaście. Jak wyglądał obraz gry w obu rundach? - Był narzucony pomysł klubu, żeby grać trójką z tyłu, czyli 3-5-2 lub 3-4-3. Tak też ci zawodnicy byli szkoleni w mikrocyklach. W lidze było mało zespołów. W rundzie były dwa mecze z każdą drużyną — u siebie i na wyjeździe. Łącznie z każdym graliśmy cztery razy. Mogliśmy ustrzelić sto bramek, ale zabrakło trzech. Zawsze są jakieś mecze, że było ciężko. Były sytuacje takie, że w dwóch meczach było blisko remisu, straty punktów. Nie pomagały też boiska. Legendarny plac gry jest w Miszewie. Jestem jednak zdania, żeby tych klubów było jak najwięcej. Jeżdżąc po okolicy rowerem, widzę, ile jest opuszczonych boisk. Dlatego dobrze, jeśli w tych czasach ludzie chcą dalej grać w piłkę. W Miszewie zawsze jest komplet widowni. Nie zawsze jest to piłkarski doping, ale jest zabawnie. Czy tam, czy w Sobowie. Ma to swój urok — dodaje trener.
To wszystko przełożyło się na czterdzieści osiem punktów i awans, który został zapewniony już 1 maja. Promocja stała się bowiem jasna po dziesiątym spotkaniu, czyli w gruncie rzeczy piętnastej kolejce. Wówczas Wisła pokonała Mazowię Słubice aż 15:0, co było jednocześnie najwyższą wygraną w sezonie. To jednak niejedyne tak wysokie zwycięstwo, gdyż Nafciarze wygrywali też 15:1 ze Spartą Nowe Miszewo, czy 13:0 z Wisłą Główina-Sobowo, a i z samą Mazowią udało się jeszcze zwyciężyć 13:1. Różnica klas bierze się także z zupełnie odmiennego podejścia do piłki nożnej, jeśli zestawimy zawodników trzeciej drużyny Wisły Płock, a dotychczasowych rywali z Klasy B.
- W trakcie sezonu robiliśmy dalej swoją robotę. Mieliśmy też łączone treningi z rocznikiem 2004. Byliśmy zimą na obozie z drugim zespołem po tym, jak zrobiono nabór dla chłopców z okręgu. Zobaczyli, jak to wygląda. Niektórzy być może nigdy w życiu na takie zgrupowanie by nie pojechali. Po tych chłopakach, którzy dołączyli, było widać wielką radość. Niezależnie od tego, czy to byłby trzeci, czy czwarty zespół Wisły Płock. Na przykład starszy zawodnik Szymon Kierski, który został kapitanem, aż kipi radością. Cieszy się, że tu jest. Jest pięć treningów w tygodniu. Siłownia, motoryka połączona z treningiem, treningi piłkarskie. Niektóre kluby nawet czwartej ligi nie trenują tak często, jak my tutaj. Zawodnicy muszą zrozumieć, że nawet w tej trzeciej drużynie mają dużą szansę zaliczyć piłkarski progres. Muszą patrzeć bardziej przyszłościowo — stwierdził Skołt.
Tutaj dochodzimy również do funkcji trzeciego zespołu. Oczywiście celem był szybki awans ligę wyżej, ale nie można zapomnieć o tym, że główną misją jest możliwość ogrywania młodych piłkarzy w szybkim tempie na poziomie seniorskim. Dlatego też sztab starał się, aby proporcje średniej wieku nie zostały zachwiane nawet w momencie, gdy do klubu dołączyły osoby zupełnie z zewnątrz. - Naszym zadaniem też jest szkolić zawodników. Czasem trzeba też wyczuć moment, wyczekać swoich pięciu minut. Warto być cierpliwym, a dziś obecna młodzież nie zawsze to ma. Często widzą siebie zbyt wysoko, zbyt szybko. Każdy musi dużo nad sobą pracować. Tu przykładem jest z kolei Kacper Wiśniewski. Też bardzo długo czekał na swoją szansę, ale w końcu się doczekał i gra na poziomie czwartej ligi — powiedział szkoleniowiec.
Pieczę nad wszystkim trzymał sztab szkoleniowy, w którym również można dostrzec pewną mieszankę rutyny z młodością. - Trenerem bramkarzy jest Grzegorz Pietrzak, duetem trenerskim jest Krzysztof Kwasiborski z Robertem Gucwą, a ja pełnię funkcję trochę kierownika drużyny, trochę ich asystenta. Jestem już doświadczonym trenerem. Mam trochę inne spojrzenie, niż na przykład Robert Gucwa. To bardzo ambitny człowiek, z dużym dystansem. To połączenie daje jednak efekty, bo zwracamy uwagę na inne rzeczy na boisku. Ja, Grzegorz Pietrzak i Krzysztof Kwasiborski nieco inaczej pojmujemy futbol, bo byliśmy też zawodnikami na jakimś poziomie. Wyższym lub niższym. Robert jest bardzo ambitny, bardzo żyje meczem na ławce. My również jesteśmy wielkimi pasjonatami futbolu, ale... troszkę spokojniejszymi — podsumował z przymrużeniem oka Mariusz Skołt.