Wawrzyński: Najpierw liga, a potem baraże
Urodził się w Żurominie, pochodzi z miejscowości oddalonej od niego o kilkadziesiąt kilometrów, pierwsze piłkarskie kroki stawiał we Wkrach: Żuromin i Radzanów, ale z seniorską piłką zapoznawał się w Wiśle Płock. Później na poziomie II i III ligi dał się poznać jako solidny i bramkostrzelny stoper, a ostatnio powrócił do Wisły Płock, gdzie pomoże drugiemu zespołowi w walce o awans do III ligi.
Zapraszamy na rozmowę z Grzegorzem Wawrzyńskim, w którym pytamy nowego-starego zawodnika Wisły II m.in. o jego pierwsze podejście do Nafciarzy, zejście ligę niżej, graniu wszystkich spotkań po 90 minut i znajomości z Damianem Warchołem.
Kiedy cię przedstawialiśmy jako nowego zawodnika Wisły II, mówiliśmy o tobie jako o „powracającym wychowanku”, ale w zasadzie nie jesteś z Płocka, a Nafciarzy zasiliłeś dopiero w wieku 16 lat. Czy czujesz w ogóle jakieś związki z tym miastem i klubem?
Oczywiście – Wisła Płock to jest mój pierwszy klub na profesjonalnym poziomie i mam do niego sentyment. Wcześniej byłem we Wkrze Radzanów, później Wkra Żuromin i dopiero Wisła Płock, więc można powiedzieć, że przepłynąłem rzeką do samego Płocka.
Grałeś już regularnie w II i III lidze, w zasadzie wszystko od deski do deski. Dlaczego teraz w ogóle zdecydowałeś się zejść niżej?
Ciężkie pytanie… II liga nie różni się dla mnie niczym od III, poza tym, że są dalsze wyjazdy. Zdecydowałem się na powrót do Płocka, bo chciałem jeszcze poczuć trochę profesjonalizmu, którego brakowało mi na poziomie, na którym grałem. Wisła to duży klub i panuje tu właśnie ten profesjonalizm. Pierwsza drużyna oczywiście gra w ekstraklasie, ale i drugi zespół jest dobrze poukładany.
Ale sportowo to jest chyba jednak jakiś krok wstecz?
Sportowo w tym momencie tak, ale nie wiadomo, co życie mi jeszcze przyniesie w przyszłości.
W „jedynce” zaliczyłeś już nawet swój debiut w Pucharze Polski parę lat temu. Jak wspominasz ten mecz?
Ciężko to nazwać debiutem, bo w zasadzie w tym spotkaniu grały rezerwy Wisły Płock. To było już 9 lat temu i nie pamiętam z niego za wiele, ale na pewno miło było wyjść na boisko jako ten pierwszy zespół. Bardzo fajne doświadczenie.
Masz jeszcze nadzieję na to, że wskoczysz na poziom pierwszego zespołu?
Nadzieja umiera ostatnia. Może to też był w jakimś stopniu powód, dla którego zdecydowałem się na powrót tutaj. Mam już 26 lat, więc jak by nie patrzeć, to dla mnie już taki ostatni dzwonek.
Ciężko mi nie spytać o Damiana Warchoła, z którym spotkałeś się w Pelikanie Łowicz. Czy było wtedy widać, że to jest zawodnik, który ma w sobie tyle determinacji i potencjału, żeby dostać się kiedyś na poziom ekstraklasy?
Było od początku widać jego bardzo profesjonalną postawę. Zawsze na treningi przychodził ze swoimi „specyfikami” – tak na to mówiliśmy. Do wszystkich ćwiczeń podchodził z całkowitą uwagą i ten jego profesjonalizm zaowocował. Jest tam, gdzie chciał być i myślę, że to nie jest jego ostatnie słowo.
Jesteście z tego samego rocznika, więc może w tym upatrujesz jakiejś nadziei dla siebie?
Damian wyróżnił się też bramkami, a z mojej pozycji jest o to ciężko, żeby strzelać po 17 bramek w sezonie…
Ale bramkostrzelni obrońcy też są w cenie, a ty tych bramek w rundzie jesiennej strzeliłeś 4, wcześniej też byłeś skuteczny.
No tak, ale z tych czterech były 3 z rzutów karnych. Ale myślę, że przez 6 lat i 200 meczów w Pelikanie Łowicz 24 bramki to nie jest jakiś zły wynik.
Jak myślisz – czemu nie dostałeś większej szansy, kiedy poprzednio byłeś w Wiśle?
Z tego co pamiętam, kiedy ja byłem w pierwszym zespole, Jacek Góralski i Fabian Hiszpański mieli jeszcze status młodzieżowca, więc ciężko się było przy nich przebić do składu. Miałem wtedy 17 czy 18 lat, a stoper to taka newralgiczna pozycja, że często trenerzy boją się zaryzykować i postawić na młodego zawodnika.
Nie myślałeś wtedy, żeby jeszcze chwilę zostać i powalczyć o swoją szansę?
Z biegiem czasu zacząłem się zastanawiać nad tym, że to mógł być błąd. Mogłem jeszcze poczekać na swoją szansę i gdybym miał coś podpowiedzieć tym młodym chłopakom, to byłoby to właśnie to, żeby cierpliwie czekali na swoją szansę. Wypożyczenia? Ok, ale do I ligi, a nie do III, bo na tym poziomie łatwo się „zakopać”.
Przez ostatnie lata grałeś praktycznie wszystko od deski do deski. Masz jakiś tajemny sposób na regenerację?
Nie mam jako takiego sposobu. Wydaje mi się, że mam po prostu dobre geny. Nigdy nie męczyły mnie kontuzje, a już szczególnie te poważniejsze. Staram się trzymać dietę i z tym się pilnuję.
Jakie masz cele na najbliższy czas?
Przez te wszystkie lata nauczyłem się, żeby nie wybiegać za daleko w przyszłość. Na najbliższą rundę celem jest wygrać przede wszystkim ligę i potem się skupić na tych meczach barażowych do III ligi. W tej kolejności – najpierw myśleć o lidze, a potem o barażach.
Na zakończenie zapytam cię o te rzuty karne, o których sam wspomniałeś. Strzelałeś je ostatnio w Pelikanie – myślisz, że trener i tutaj wyznaczy cię do jedenastek?
Myślę, że nie. Jest Patryk Szczepański, któremu bardzo dobrze to wychodzi i chyba się jeszcze nie pomylił w lidze, więc zostawię to jemu.
Rozmawiała Marta Hućko