Kolar: Rywalizacja napędza
Marko Kolar w niedzielę spotka się ze swoim byłym klubem - Wisłą Kraków. Jak sam mówi czas spędzony w stolicy Małopolski był jednym z jego najlepszych w karierze piłkarskiej. Teraz stara się pisać swoją historię przy ul. Łukasiewicza 34 w Płocku. Do tej pory notuje bramkę lub asystę co 101 minut spędzonych na boisku.
406 minut rozegrałeś w tym sezonie (296 w lidze i 110 w Pucharze Polski). Strzeliłeś dwa gole, zaliczyłeś też dwie asysty. Niezłe statystyki, choć minut dosyć mało. Jesteś tym rozczarowany?
Marko Kolar: Każdy zawodnik chce grać jak najwięcej, tak samo jest ze mną. Próbuję jak najlepiej wykorzystywać szanse, które dostaję od trenera i tak zapracować sobie na większą liczbę minut. Statystyka bramek i asyst jest niezła, ale stać mnie na więcej, co postaram się udowodnić.
Trzeba przyznać, że twoi konkurenci do gry w ataku są bardzo dobrze dysponowani i o tę grę nie jest łatwo. Bramki strzelają i Damian Warchoł i Łukasz Sekulski, do zdrowia wrócił Patryk Tuszyński.
- Mamy w Wiśle dobrych piłkarzy z wysokimi umiejętnościami, ale to dobrze. Rywalizacja napędza i jest potrzebna. Każdy wymaga od siebie więcej, stara się bardziej, po to, żeby grać. Trzeba walczyć na każdym treningu i w każdym meczu.
Specyfika naszej ligi utrudnia ci grę? Wiele w trakcie meczów zależy od aspektów fizycznych, ty kojarzysz się raczej z grą techniczną.
- Nie przeszkadza mi to. Przez ostatnie pół roku w Wiśle Kraków, czyli podczas mojego pierwszego pobytu w Polsce strzeliłem sporo bramek, specyfika gry w ogóle mi nie przeszkadzała. Dla mnie to coś normalnego nie powiedziałbym, że jest to jakikolwiek problem.
Ale w Wiśle Kraków na początku nie byłeś zawodnikiem wiodącym. Potrzebowałeś trochę czasu na zaadaptowanie się. Może tak jest z tobą w Wiśle Płock i zobaczymy cię w najlepszej formie dopiero za jakiś czas?
- Wtedy była trochę inna sytuacja. Przede wszystkim byłem młodszy i dostawałem dużo mniej szans na grę. To trwało nawet ponad rok. Kiedy jednak dostałem szansę na grę w pełnych wymiarach czasowych, to zaczął się dla mnie bardzo fajny moment. Strzelałem bramki, dobrze grałem, była dobra atmosfera wokół zespołu. Był to jeden z najlepszych, a może najlepszy czas w mojej piłkarskiej karierze.
W Wiśle Płock jest czterech przedstawicieli Bałkanów. Ty, Luka Šušnjara, Milan Obradović oraz Dušan Lagator. W całej lidze jest was naprawdę wielu. Dlaczego dobrze odnajdujecie się w Polsce?
- W polskiej piłce jest nastawienie na moc, siłę, fizyczność, a Bałkańczycy dają tę nutkę fantazji tak potrzebnej w każdym piłkarskim zespole, a przy okazji mają spore umiejętności. Myślę, że stąd bierze się nasz fenomen w Polsce. Czasem się śmieję, że w każdym klubie na świecie jest jakiś przedstawiciel Bałkanów. Gdziekolwiek trafisz, zawsze znajdziesz kogoś "swojego".
Grupa bałkańska w Wiśle trzyma się razem?
- Tak. Oczywiście.
W Chorwacji skąd pochodzisz, żyje nieco ponad 4 mln mieszkańców, ale aż 400 tys. z nich uprawia sport. To wspaniały wynik.
- To prawda. Wielu Chorwatów uprawia sport. Zaczyna się to od dziecka, a zostaje na lata. Wielu z tych 400 tys., o których wspomniałeś, jest zaangażowanych w piłkę nożną i w Chorwacji jest to sport numer jeden. Jesteśmy krajem, który lubi sport.
Ile macie w szkołach lekcji W-F?
- Tyle, co w Polsce, dwie-trzy w tygodniu.
To niedużo.
- Wiele osób nie kończy uprawiać sportu wraz z końcem szkoły i lekcji W-F.
Mundialu we Francji w 1998 roku nie pamiętasz, ale Mundial w Rosji, to pewnie dla ciebie ogromne przeżycie.
- Tak, miałem w 1998 roku 3 lata i tamtego mundialu, podczas którego nasza reprezentacja zajęła 3. miejsce, nie pamiętam. Jeśli chodzi o MŚ w Rosji to... nie wiem nawet jak to ująć... Byłem wtedy piłkarzem Wisły Kraków i pytałem trenera, czy mogę polecieć do Chorwacji, żeby tam oglądać mecz finałowy z Francją. To, co działo się w kraju, na ulicach to... czegoś takiego nie widziałem nigdy. Wszyscy byliśmy razem, zjednoczeni, tak jakbyśmy również grali w tych mistrzostwach... brakuje mi słów. Niesamowita duma.
A to pokolenie piłkarzy z 1998 roku - Šuker, Prosinečki, Boban, Asanović i wielu innych z tamtej brązowej kadry, to dla takiego dziecka uprawiającego piłkę nożną jak ty, to byli idole?
- Oczywiście, że tak. To był największy sukces w naszym kraju jeśli chodzi o piłkę nożną w tamtym czasie. Rodzice mi opowiadali, że atmosfera wtedy w kraju była bardzo podobna do tej, którą przeżyłem w 2018 roku.
Podpisałeś z Wisłą Płock kontrakt na 3 lata. Dosyć długi, jak na twoje dotychczasowe związki z klubami. 3 lata nie spędziłeś w żadnym do tej pory.
- Zgadza się. To była moja inicjatywa. Chciałem troszeczkę pewności co do swojej przyszłości, chciałem osiąść na dłużej w jednym klubie.
FOT. Kacper Pacocha / 400mm.pl | TXT: Rafał Wyrzykowski