Łukasz Nadolski: Zostanie to ze mną na zawsze
Od zawodnika Nafciarzy, poprzez skauta i analityka, aż do asystenta trenera pierwszego zespołu i głównego szkoleniowca drugiego – o latach spędzonych w Wiśle, niezapomnianym meczu w ekstraklasie, sytuacji z końcówki poprzedniego sezonu i swojej wizji trenerskiej porozmawialiśmy z Łukaszem Nadolskim.
To może zacznijmy od tego, że dla trenera to pierwsza praca w charakterze pierwszego szkoleniowca. Czy ciężko się było przestawić?
To takie pytanie, myślę, dobre, ale ciężko jest na nie odpowiedzieć. Ja będąc analitykiem i asystentem trenera, nie chcę powiedzieć, że przygotowywałem się do tej roli, ale zawsze chciałem spróbować i myślę, że to takie dobre przejście z tej roli asystenta, analityka na pozycję pierwszego trenera. Poziom jest okej, to też nie jest jakaś wysoka liga, ale na pewno jest wymagająca. Uważam, że ta liga to jest tylko z nazwy czwartą ligą i tak naprawdę kilka zespołów prezentuje poziom takiego średniego trzecioligowca. Tak że na pewno fajne pole, fajne doświadczenie. Jak do tej pory wynik jest całkiem przyzwoity, tak że zobaczymy, co dalej.
Jakie były pierwsze najbardziej zauważalne różnice albo może takie trudności, które trener napotkał?
Na pewno spodziewałem się tego, ale dopiero będąc już w tej skórze, będąc tym pierwszym trenerem to dotyczy mnie osobiście – największa zmiana to jest decyzyjność. Jak byłem asystentem albo analitykiem, to jednak robiłem swoją robotę, starałem się ją wykonywać jak najlepiej, ale te wszystkie decyzje główne odnośnie kształtu wyjściowej jedenastki i tak dalej, odnośnie kształtu treningu, to już decydował pierwszy trener. To była taka główna zmiana, że tutaj już naprawdę za coś odpowiadasz, a tam byłem odpowiedzialny za pewną pracę, ale wszystko spadało na pierwszego trenera, więc myślę, że jakbym miał powiedzieć jedno słowo to: odpowiedzialność. To jest taka największa zmiana.
Chciałabym zapytać o ten jeden mecz jako tymczasowy trener w ekstraklasie z Górnikiem Łęczna. Jak duże to było wtedy wyzwanie przygotować zespół do tego meczu? Czy w ogóle jeżeli ma się tak mało czasu, to czy można jakieś swoje zmiany do tego zespołu wnieść?
Tak naprawdę tydzień czasu to i tak nie było źle, bo czasami ma się 2 czy 3 dni, a tydzień to jest cały mikrocykl, więc nie było tak źle. No niestety to był taki moment bardzo ciężki, bo obóz zimowy naprawdę wyglądał obiecująco z mojej perspektywy trenerskiej i nic nie zapowiadało tego, że ten początek rundy wiosennej będzie wyglądał w taki sposób. Ale piłka jest taka, w tym jest piękna, że nie ma na to recepty. Ten początek był średnio udany i decyzją zarządu była zmiana trenera. Trener Staňo już był tak naprawdę dogadany, ale ten jeden mecz, chyba nie jest to jakaś tam wielka tajemnica, że po prostu miał jakieś swoje sprawy do załatwienia i był gotowy dopiero od następnej kolejki. Ten mój jeden mecz z Górnikiem Łęczna, akurat tak się złożyło, że wygrany. Myślę, że to jest jedno z najpiękniejszych uczuć zawodowych, jak nie najpiękniejsze, zdecydowanie. Ale na pewno było to dla mnie wyzwanie pod kątem takim ambicjonalnym i również pod kątem psychicznym mega ciężkie. Tak naprawdę było bardzo mało spania, bo to właśnie sprowadza się do tej odpowiedzialności, bo to był poziom Ekstraklasy i oczekiwania może nie były nie wiadomo jakie, bo wchodzi trener, to co ma zrobić, ale sam sobie, jak jesteś człowiekiem ambitnym, narzucasz, że chcesz wygrać i tak też się stało. Co do takich zmian, co można zrobić, to myślę, że można zrobić kosmetyczne zmiany. Można dobrać inne środki treningowe, dać jakiś inny bodziec. Myślę, że też kwestie mentalne można pozmieniać. Też pamiętam, że zrobiłem taki film motywacyjny z najlepszymi zagraniami chłopaków w innych klubach, na przykład Rafał Wolski z Fiorentiny i tak dalej, więc to takie małe, kosmetyczne rzeczy. Nie ma też co ukrywać, w tym meczu zespół wyglądał bardzo dobrze, a jeszcze dodatkowo Rafał Wolski i Mateusz Szwoch pod kątem indywidualności, jak zobaczymy, jakie bramki padały, to naprawdę czapki z głów. Tak że wyszło super, naprawdę świetne wspomnienia i zostanie to ze mną na zawsze.
To jeszcze końcówka poprzedniego sezonu, zmiana trenera i dużo się mówiło o tym, że trener odmówił poprowadzenia zespołu… Może wyjaśnijmy jak to było.
Fajnie, że pytasz, naprawdę, bo chciałbym to bardzo mocno sprostować. Ja klubowi nigdy bym nie mógł odmówić, bo ten klub mi dał mega dużo. Tak naprawdę wszystko pod kątem trenerskim, zawodniczym też bardzo dużo. Sytuacja była taka, że ja tej propozycji w ogóle nie miałem. Ciężko powiedzieć czy bym ją miał, czy w ogóle bym jej nie miał, ale prezes i dyrektor, którzy byli osobami decyzyjnymi, wiedzieli, że w tym momencie, właśnie w tamtych dniach, moja żona, moje dziecko się rodziło i tak naprawdę nawet jeżeliby chcieli, to po prostu pod kątem ludzkim nie mogli mi złożyć tej propozycji. Bo akurat z Rakowem, czyli tym pierwszym, w którym teoretycznie mógłbym zespół prowadzić, to już żona była w szpitalu, a dzień później rodziła. I tak naprawdę później nie było mnie 3 dni, ale zrobiłem wszystko, żeby być chociaż na tym ostatnim meczu z Cracovią, czego żona mi pewnie nie wybaczy do końca życia. Dlatego uważam, że jak czytałem te opinie, że odmówiłem, czy że nie chciałem objąć, czy że się bałem, to jest po prostu dla mnie krzywdzące, bardzo mnie to bolało i fajnie, że możemy chociaż w części kibicom o tym powiedzieć.
Teraz może o drugim zespole – co stoi za takim dobrym początkiem sezonu? Co trener wprowadził do tego zespołu?
Miło mi to słyszeć, że dobry początek, ale na pewno twardo stąpamy po ziemi, bo jak to zawsze w piłce jest, trzeba być cały czas czujnym. Co do zmian, oczywiście widziałem jak funkcjonuje drugi zespół, ale byłem bardziej skupiony na pracy w pierwszym zespole, tak że nie chciałbym oceniać, co było zmianą, bo też nie wiem, jak poprzedni trenerzy pracowali. Ja mam bardzo duży szacunek do trenerów Majewskiego, Brzozowskiego i Kondrackiego, i tak naprawdę moim celem – wiadomo, że człowiek jest ambitny – było to, żeby chociaż utrzymać ten poziom, jaki ci trenerzy prezentowali w zeszłych sezonach, żeby ten zespół chociaż na tym poziomie funkcjonował. Tak że myślę, że na razie, oczywiście podkreślam: na razie, jest to na podobnym poziomie. Co do zmian, to myślę, że przede wszystkim zawodnicy te zmiany wykonali. Nie chcę mówić tylko o swojej pracy, o swoim podejściu, ale myślę, że zawodnicy naprawdę wyglądają super – i ci którzy trenują cały czas w drugim zespole, i też zejścia z pierwszego zespołu naprawdę są bardzo solidne. Dosłownie do nawet jednego zejścia z pierwszego zespołu nie mam żadnych zastrzeżeń. Oczywiście taktyczne zawsze są, ale pod kątem zaangażowania czy mentalności nie mam żadnych. Chciałem podkreślić, że to nie tylko ci chłopacy z pierwszego zespołu, ale też ta codzienna praca z tymi chłopakami z drugiego zespołu – oni naprawdę… kto nie gra, bo wiadomo czasami jest mniej trochę tych miejsc, czasami więcej, ale kto nie gra, to naprawdę prezentuje odpowiednią jakość i myślę, że oni są głównym takim do tej pory motorem napędowym tej drużyny.
Często się mówi o zawodnikach schodzących z jedynki, że ciężko wkomponować ich w zespół – jak to z trenera perspektywy wygląda?
Przede wszystkim chciałem grać podobnym systemem jak pierwszy zespół. Oczywiście on trochę się różni pod kątem założeń taktycznych, ale powiedzmy że bazowo wychodzimy z czwórki obrońców – tak jak pierwszy zespół, więc te pozycje plus minus są podobne. Na pewno to od nich przede wszystkim zależy, jak podejdą do tego mentalnie. Jeżeli do tego podchodzą dobrze, to oni mają takie umiejętności, że w tej lidze spokojnie sobie radzą, są wyróżniającymi postaciami. No a dodatkowo myślę, że gdzieś tam jak mają taki jasny plan na mecz i wiedzą, co mają robić, to po prostu wszystko dobrze funkcjonuje. Myślę, że wszystko i tak się zaczyna od mentalności, chęci pomocy temu naszemu zespołowi.
A co zrobić jak na przykład dostaje się dwóch napastników, a miejsce na szpicy jest tylko jedno?
No właśnie to jest dobre pytanie, tylko ja w takim systemie który gram, 4-3-3, to tak naprawdę u mnie nie ma skrzydłowych, a jest trójka napastników. Więc czy na przykład był taki moment, że schodził Sebastian Strózik i Adrian Szczutowski, to Adrian grał centralnego napastnika, a z jednej strony grał Sebastian Strózik i też całkiem nieźle to funkcjonowało. Dlatego też zamykając się na skrzydłowych tak naprawdę, tak jak mówisz, pozycja napastnika jest jedna, ale grając takie 4-3-3, gdzie masz, teoretycznie można nazywać to jak chcesz, ale masz trójkę napastników, trójkę pomocników i czwórkę obrońców, to tych napastników spokojnie można wrzucać razem. Nawet jakby było trzech, to myślę, że też byśmy byli w stanie to pogodzić.
To teraz może do kariery zawodniczej trenera nawiążemy. Jak trener wspomina te lata w Wiśle Płock?
Na pewno wspominam bardzo dobrze, bo jak wspomniałem wcześniej, ten klub dał mi bardzo dużo pod kątem trenerskim, pod kątem zawodniczym. Na pewno był to rollercoaster, bo dwa razy spadaliśmy z ligi, dwa razy udało się awansować, tak że taki intensywny czas. Wiadomo bardzo dużo rozczarowania, ale też dwa razy udało się z tego podnieść i ja awansować do tej pierwszej ligi – pierwszy raz za trenera Broniszewskiego, drugi raz za trenera Kaczmarka. Tak że gdzieś ten poziom przełomu 1. i 2. ligi, no wiadomo, że gdzieś tam cała najnowsza historia Wisły Płock w ekstraklasie zaczęła się właśnie wtedy jak trener Kaczmarek obejmował zespół w 2. lidze. Naprawdę było bardzo ciężko to odbudować, to też wiedzą ludzie, którzy wtedy byli: prezesi, trenerzy, zawodnicy, jak to wyglądało, ale naprawdę mieliśmy fajny zespół pod kątem atmosfery, pod kątem umiejętności i ten zespół awansował do 1. ligi. Oczywiście później ja już w 1. lidze byłem tylko pół roku, ale cieszę się, że mogłem też jakąś minimalną cegiełkę dołożyć do tej odbudowy od samego, może nie dna, ale no trochę dna dla widzów, bo nie ma co ukrywać, że to nie jest klub na 2. ligę. Tak miało być, pewnie zabrakło mi umiejętności na to, żeby dalej kontynuować przygodę piłkarską tutaj w Wiśle. Ale cieszę się – nigdy nie grałem w ekstraklasie jako zawodnik, ale ten jeden mecz jako trener w ekstraklasie wszystko mi osłodził, to była taka rekompensata.
Po kilku latach nieobecności był później powrót do Płocka w innej roli. Jak to wtedy wyglądało, jak to się stało?
Głównie trzeba podziękować prezesowi Marcowi, prezesowi Kruszewskiemu i dyrektorowi Masłowskiemu, bo to oni nawiązali ze mną kontakt, kiedy byłem w Siarce Tarnobrzeg. Pierwsze pół roku byłem jeszcze zawodnikiem Siarki wyłącznie, plus asystentem trenera i też dwa razy w tygodniu miałem zadanie jeździć na obserwacje w województwach podkarpackim, lubelskim, małopolskim i świętokrzyskim jako skaut Wisły. To był taki początek przygody, ja też nie ukrywam, że fajnie się rozwinąłem pod tym kątem, bo też obserwacja zawodników i tak dalej. No i po pół roku był wakat w pierwszej drużynie u trenera Vicunii na pozycję analityka. Miałem za zadanie przez trenera i przez dyrektora wykonać pewną pracę – to zdaje się była analiza Legii Warszawa. Myślę, że wypadło pozytywnie no i tak po prostu też dzięki prezesom, dzięki trenerowi, dzięki dyrektorowi ówczesnemu udało się być w klubie na nowo. Dalsza historia jest jaka jest – kupę lat, tak naprawdę już jest 5. rok po tej drugiej stronie rzeki. Trochę trenerów, trochę doświadczenia, tak że no super okres, super czas.
Kiedy przyszedł taki moment, że trener pomyślał, że już wystarczy bycia zawodnikiem i chce być już trenerem?
Zdałem sobie sprawę dość wcześnie, że być może mam lepsze predyspozycje, oczywiście to czas pokaże, do bycia trenerem niż zawodnikiem, ale dla mnie przejście z perspektywy zawodnika na trenera było bardzo ciężkie. Tak naprawdę będąc już analitykiem w Wiśle, myślę, że przez dobre dwa lata, nawet może trochę więcej, mnie ciągnęło do piłki. Były też możliwości bycia w rezerwach, ale czas na to nie pozwalał, bo ta praca analityka była bardzo wymagająca. Uważam, że ja to mocno przeżyłem, bardzo ciągnęło mnie na boisko, mimo że wiedziałem, że pewnego poziomu nie przeskoczę. Ale co by nie było, chcę to głośno powiedzieć: myślę że, bycie zawodnikiem to jest najpiękniejsza rzecz w sporcie, jaka może być. Bycie trenerem też jest super, ale wiąże się to z odpowiedzialnością i tak dalej. Myślę, że bycie zawodnikiem to jest najpiękniejsza rzecz i dlatego tak mi było ciężko to zostawić, było ciężko przejść, ale teraz już to wszystko minęło, tak że jest łatwiej.
Jak ma grać drużyna Łukasza Nadolskiego?
Bazujemy przede wszystkim na dobrej organizacji, na wysokim pressingu i na pewnych zasadach, jeżeli chodzi o atak, bo jeżeli ktoś wnikliwie obserwuje nasze mecze, to na pewno zauważy, że nasz bramkarz buduje bardzo wysoko. Wiadomo – to jest ryzykowne, ale tu też jest taki pomysł, myślę, trochę inny, gdzieś tam zauważony w innych klubach, ale no nie każdy to robi, bo ja też zdaję sobie sprawę, w jakim miejscu jestem i na co sobie mogę pozwolić w danej lidze. Ale tak, jeżeli o tym mówimy, to na pewno organizacja, wysoki pressing i charakterystyczne budowanie – to takie trzy rzeczy, gdybym miał na szybko wymienić.
Czy zobaczymy kiedyś jeszcze raz, tym razem na dłużej, Łukasza Nadolskiego jako trenera pierwszego zespołu?
Pierwsza rzecz, to na pewno nie jest pytanie do mnie. A druga rzecz jest taka, że trzeba mieć odpowiednie papiery, bo tak naprawdę w tej chwili mam UEFA A. jeżeli zespół jest pierwszoligowy, czy ekstraklasowy, to trzeba mieć UEFA Pro. A trzecia rzecz jest taka, że ja cały czas nie mam pewności, czy chcę być pierwszym trenerem, czy jednak asystentem, bo naprawdę będąc tym pierwszym trenerem, tak jak mówiłem, przez tydzień czasu w ekstraklasie, na najwyższym poziomie, to kosztowało mnie kupę zdrowia i nie ukrywam, że też trzeba mieć do tego pewne predyspozycje. Oczywiście czas pokaże – nie wykluczam i takiej, i takiej roli, ale zobaczymy. Nie ma się co zamykać na pewne tematy.