Maj największych emocji
Wszystko co najważniejsze w sezonie 2017/2018 skumulowało się w maju. To właśnie w tym miesiącu rozegraliśmy niezwykle zacięte batalie z TOP3 ligi, których wyniki może i nie były w pełni satysfakcjonujące, ale na koniec rozgrywek w Białymstoku zeszło to na dalszy plan.
Zapoczątkowana jeszcze w marcu i kontynuowana w kontynuowana w kolejnym miesiącu punktowa seria dobiegła końca 28 kwietnia. Nieznacznie lepsze od nas okazało się Zagłębie Lubin, choć z przebiegu gry o wiele sprawiedliwszy byłby remis. Remisem i to bezbramkowym zakończyło się też kolejne płockie starcie, tym razem z Lechem Poznań. Niewątpliwym plusem były tutaj pełne trybuny, na których po raz pierwszy od lat zasiadło ponad 10 tysięcy kibiców spragnionych ekstraklasowych emocji! Spotkanie z Kolejorzem, choć nie padła w nim żadna bramka, trzymało w napięciu do samego końca. Końca, który mógł wyglądać zupełnie inaczej, gdyby Jakub Łukowski w ostatniej akcji znalazł sposób na pokonanie Matusa Putnockiego.
Następna w kolejce do ogrania była warszawska Legia. Do stolicy, podobnie jak wcześniej do Białegostoku, jechaliśmy z głowami uniesionymi wysoko i wielką chęcią odniesienia zwycięstwa. Długo nie wszystko szło po naszej myśli, ale gol kontaktowy strzelony przez Alana Urygę w połączeniu z czerwoną kartką dla Maurício dodał nam sił i w 83. minucie odrobiliśmy dwubramkową stratę! Fantastyczną bramkę na swoim koncie zapisał Kamil Biliński i gdy wydawało się, że będący w opałach rywal "pęknie" błąd Dominika Furmana doprowadził do tego, że to Cafú zapewnił obrońcom tytułu komplet punktów, a my zostaliśmy z niczym.
- Gratuluję chłopakom, że przygrywając 0:2 nie straciliśmy wiary, choć za swoją postawę szczególnie w drugiej połówce nie zostaliśmy za to nagrodzeni. Myślę, że jako piłkarz i trener nie brałem udziału w takim meczu, w którym jedna drużyna strzela pięć bramek i przegrywa 2:3, ale jak widać tak bywa w piłce nożnej. Trzy bramki, które zdobyła dzisiaj Legia padły po naszych bardzo prostych błędach indywidualnych. My w takich meczach jeszcze musimy uczyć się tego doświadczenia - mówił wówczas na pomeczowej konferencji prasowej trener Jerzy Brzęczek.
Na szczęście nie wszystko było jeszcze stracone, tym bardziej, że pożegnanie z płocką publicznością wypadło naprawdę okazale. Na ostatni mecz przy Ł34 w sezonie zawitała do nas Korona Kielce, która już do przerwy przegrywała 0:3 i wolała, żeby spotkanie skończyło się wcześniej. Końcowy rezultat, który zatrzymał się na 4:1, pozwolił nam wierzyć w awans do europejskich pucharów do ostatniej kolejki! Jedyną przeszkodą do przeskoczenia była Jagiellonia, która... od 35. minuty musiała odrabiać straty! Znać po raz dziewiąty znać dał o sobie José Kanté, dzięki trafieniu którego byliśmy w uprzywilejowanej pozycji. Przed przerwą co prawda wyrównał Ivan Runje, ale po zmianie stron Hiszpan z gwinejskim paszportem znów o sobie przypomniał. Wtedy do akcji wkroczył jednak arbiter, który nie uznał bramki naszego napastnika, a powstałe zamieszanie niewiele potem wykorzystał Cillian Sheridan i choć misja #RazemPoPuchary zakończyła się niepowodzeniem to i tak byliśmy dumni z naszych zawodników. W końcu piąta lokata zajęta na koniec 2017/2018 to drugi najlepszy wynik w naszej historii.
Dzień po zakończeniu rozgrywek pożegnaliśmy Seweryna Kiełpina, następnie także Kamila Bilińskiego, a wcześniej podczas konfrontacji z Koroną Kielce również Maksymiliana Rogalskiego. Przed grą z Legią kontrakt przedłużył Semir Štilić, po nim trenerem kwietnia wybrany został Brzęczek, z kolei w połowie miesiąca otrzymaliśmy licencję na kolejny sezon. Kolejnymi ważnymi wydarzeniami było podpisanie nowej umowy przez dyrektora sportowego Łukasza Masłowskiego oraz ogłoszenie pierwszego letniego transferu - Mateusza Szwocha. Przełom maja i czerwca to przecież czas wzmożonego ruchu w klubowych gabinetach, dlatego też jeszcze przed Wiślackim Dniem Dziecka ogłosiliśmy pozyskanie Bartłomieja Żynela i Caló Oliveiry.