Od Grygorchuka do Kanté. Pierwsze gole po przerwie
Inauguracja wiosennej części sezonu 2017/2018 zbliża się milowymi krokami. Istnieje spore ryzyko, że pierwszy „wiosenny” mecz rozegramy w trudnych warunkach atmosferycznych, przy ujemnej temperaturze i silnym, potęgującym odczucie chłodu wietrze. Tak było chociażby przed rokiem, gdy gościliśmy wrocławski Śląsk. Mimo kiepskiej aury spotkanie było emocjonujące, a pierwszego gola dla Nafciarzy Anno Domini 2017 zdobył José Kanté. Na dwa tygodnie przed tegorocznym startem ligi przypominamy strzelców pierwszych bramek dla Wisły w kolejnych sezonach ekstraklasy.
Ukraiński napastnik Roman Grygorchuk spędził w Płocku zaledwie kilka miesięcy. Pomimo tego to właśnie jemu przypadł w udziale zaszczyt zdobycia pierwszej bramki dla ówczesnej Petrochemii wiosną 1995 roku. Na te trafienie kibice czekali dość długo, bowiem najpierw bezbramkowo zremisowaliśmy z Sokołem Pniewy, a później przegraliśmy z ŁKS-em Łódź 0:1. Wreszcie w 9. minucie trzeciego wiosennego starcia z Pogonią Szczecin strzelecką niemoc przemógł Ukrainiec, który strzałem głową pokonał Radosława Majdana. Więcej goli w tym meczu nie padło.
Po dwuletniej degradacji Nafciarze ponownie zawitali do ekstraklasy. Wiosennej rundy kampanii 1997/1998 także nie rozpoczęli najlepiej. Ulegli w Częstochowie Rakowowi 0:1 i okazji do rewanżu szukali w pojedynku z Ruchem Chorzów. Zaczęliśmy idealnie. Pierwsze trafienie Petry w 1998 roku chwilę po rozpoczęciu gry zaliczył Arkadiusz Gosik. Cóż z tego skoro później gole i to aż trzy zdobywali już tylko Niebiescy.
Po raz kolejny meczem z chorzowianami rozpoczynaliśmy rok 2000. I znowu rywale wygrali 3:1. Bramkę na otarcie łez zdobył Vahan Gevorgyan, już przy stanie 0:3. Niewielka pociechą niech będzie informacja, że tym razem pierwsze noworoczne trafienie miało miejsce w inauguracyjnym spotkaniu. Skromniutki postęp w stosunku do wcześniejszych rozgrywek.
Jeszcze lepiej wypadliśmy rok później. Nie tylko trafiliśmy do siatki już w pierwszym wiosennym meczu, ale zakończyliśmy go zwycięsko i to na wyjeździe. Z Grodziska Wielkopolskiego przywieźliśmy wygraną 2:1. Co ciekawe, bramkę dającą prowadzenie 1:0 zdobył w ostatniej minucie pierwszej części Jarosław Maćkiewicz, a zwycięskiego gola strzelił Mariusz Nosal w… ostatniej akcji drugiej połowy. Wyjazdowy sukces w dystansie niewiele dał, ponieważ Orlen nie uniknął spadku klasę niżej.
Po rocznej nieobecności ponownie znaleźliśmy się wśród najlepszych. Zimowa aura spowodowała opóźnienie startu rundy rewanżowej, którą ostatecznie rozpoczęła kolejka numer 17, po której rozegrano 16. Dziwne prawda? Dla Nafciarzy nie miało to większego znaczenia. Obydwa te mecze zarówno z Polonią Warszawa jak i GKS-em Katowice przegraliśmy do zera. Do siatki rywala, a konkretnie Amiki Wronki, trafiliśmy wreszcie 22 marca 2003 roku. Jako pierwszy Nafciarz na listę strzelców wpisał się Dariusz Romuzga, a spotkanie zakończyło się remisem 2:2.
Rok 2004 zaczęliśmy… spokojnie. 0:0 z Górnikiem Łęczna, 0:0 z Polonią Warszawa. Ale w trzeciej wiosennej kolejce rozstrzelaliśmy się na dobre. Oszałamiający mecz przy Łukasiewicza 34 z Lechem Poznań zakończył się rzadkim remisem 4:4. Gola otwierającego wynik ponownie strzelił „Dziadek” Romuzga. Na trzy minuty przed końcem prowadziliśmy 4:2, ale Kolejorz wyszarpał remis w nerwowej końcówce.
Lekko frustrujące były kolejne wiosenne inauguracje na „zero z przodu”. Tak, niestety, zaczęliśmy również 2005 rok. Bijąca się o puchary Wisła przegrała w Zabrzu 0:1, z czego niezadowoleni byli nawet kibice Górnika, życząc nam przed meczem, po koleżeńsku, wygranej i wyprzedzenia Legii. Nici, z jednego i drugiego. Ale za to w następnej kolejce pokonaliśmy u siebie Lecha 2:1, a strzelanie w 2005 rozpoczął w 5. minucie Dariusz Gęsior. Legii, jak już poinformowaliśmy, nie dogoniliśmy, ale w Pucharze UEFA zagraliśmy.
Ogromne zamieszanie towarzyszyło rozgrywkom ligowym w marcu i kwietniu 2006 roku. Wystarczy drobne zestawienie: mecz 18. kolejki rozegraliśmy 4 kwietnia, 19. - 29 marca, 20. - 19 kwietnia, a 21. - 25 marca. W terminie grały tylko kluby dysponujące podgrzewaną murawą na co my musieliśmy poczekać jeszcze kilka miesięcy. Ostatecznie, jako pierwsze rozegraliśmy u siebie spotkanie z Koroną Kielce, które Ireneusz Jeleń wygrał 1:0. Najpierw po indywidualnej akcji wywalczył rzut karny, a następnie z zimną krwią go wykorzystał.
Jedną z przyczyn spadku Wisły w 2007 roku z ekstraklasy była przerażająca nieskuteczność. W marnowaniu doskonałych okazji podbramkowych „brylował” czeski napastnik Tomáš Došek, który w każdym meczu marnował kilka setek. Ale na otwarcie wiosny 2007 zdobył gola, gdy pokonał bramkarza poznańskiego Lecha w meczu zremisowanym 1:1 meczu.
I wreszcie rok ubiegły. Piłkarsko zaczęliśmy go 12 lutego goszcząc ekipę Śląska Wrocław. Mimo przenikliwego zimna, mecz mógł się podobać. Więcej z gry mieli goście i oni objęli prowadzenie. Ale, w ostatniej akcji, błyskiem geniuszu popisał się José Kanté. Stojąc tyłem do bramki Śląska oszukał jednym zwodem dwóch obrońców i lekkim, ale bardzo dokładnym strzałem zaskoczył Mariusza Pawełka. Remis, który przyjęliśmy z zadowoleniem.
Już 9 lutego Kanté i jego koledzy dostaną szansę rozpocząć strzelanie dla Wisły. W zasadzie nie ma większego znaczenia kto zdobędzie pierwszego w tym roku gola. Byle nie Igor Angulo.
Fot. Jacek Ufnal / 400mm.pl