Pasmo zwycięstw, fotel lidera, ale i...
Październik okazał się chyba najlepszym miesiącem w 2019 roku. Kolejne powołania Nafciarzy do reprezentacji, wyróżnienie Radosława Sobolewskiego, pasmo zwycięstw oraz pozycja lidera PKO Ekstraklasy. To wszystko musi w zasadzie samo za siebie. Niestety na sam koniec przytrafiła się porażka w Pucharze Polski, która zapoczątkowała niemały kryzys.
Październik rozpoczęliśmy od miłych wieści z klubu. Najpierw kolejne powołanie do młodzieżowej reprezentacji Polski otrzymał Maciej Ambrosiewicz, a zaraz później wyróżniony został także Dominik Furman. Selekcjoner reprezentacji Polski, Jerzy Brzęczek, postanowił właśnie naszym kapitanem zastąpić kontuzjowanego Karola Linettego. Kilka dni później znów na zgrupowanie litewskiej młodzieżówki został z kolei wezwany Titas Milašius.
Zaraz potem Nafciarze w ramach jedenastej kolejki PKO Ekstraklasy zmierzyli się w Płocku z Arką Gdynia. Płocczanie dali na początku się wyszumieć gościem i potem już na dobre przejęli inicjatywę, co dało efekt w postaci bramki Ricardinho po dośrodkowaniu Dominika Furmana oraz pięknego trafienia Damiana Michalskiego, który skorzystał z przedłużenia Piotra Tomasika. Ten sam zawodnik zdołał zresztą sam się wpisać na listę strzelców po zamianie stron. Pod koniec meczu gola dla przyjezdnych strzelił Michał Nalepa, ale nie dało to już Arce szans na remis. Tym bardziej że tuż przed ostatnim gwizdkiem Mateusz Szwoch dograł do Mikołaja Kwietniewskiego i młody skrzydłowy ustalił wynik spotkania na 4:1 i przypieczętował nasze czwarte ligowe zwycięstwo z rzędu.
Później mieliśmy przerwę na mecze reprezentacyjne. W jej trakcie Wisła rozegrała sparing z ŁKS-em Łódź. Podobnie jak w lidze, lepsi okazali się Nafciarze. Tym razem zwyciężyli 2:0 po golu Oskara Zawady i samobójczym trafieniu Artura Bogusza.
Po krótkiej pauzie udaliśmy się do Kielc, gdzie od czternastu lat nie mogliśmy wygrać z miejscową Koroną. Piłkarze Wisły od pierwszych minut mieli sporą przewagę. Taka gra dała efekt po ponad dwudziestu minutach, kiedy dobrą akcję na prawej stronie przeprowadził Suad Sahiti z Cezarym Stefańczykiem. Ten zagrał w stronę Ricardinho, który w magiczny sposób podbił sobie pod presją piłkę i umieścił ją w siatce strzałem z powietrza. W dalszych fazach grę dalej prowadził nasz zespół, choć pod koniec mieliśmy nieco szczęścia, kiedy Matej Pučko obił poprzeczkę bramki Thomasa Dähne. Ostatecznie dowieźliśmy prowadzenie do końca i podtrzymaliśmy zwycięską passę.
W międzyczasie kolejną świetną informacją dla kibiców była na pewno nie tylko wieść o zdobyciu przez Radosława Sobolewskiego tytułu trenera września, ale i oficjalna informacja o zabezpieczeniu przez miasto środków na budowę nowego stadionu Wisły Płock.
Domowym meczem z Jagiellonią Białystok Nafciarze dzięki tym kilku wygranym mogli zaatakować pozycję lidera PKO Ekstraklasy. Spotkanie lepiej rozpoczęli przyjezdni, ale po wideoweryfikacji VAR bramka Patryka Klimali nie została na szczęście uznana. W odpowiedzi to oni otworzyli wynik dobrym dośrodkowaniem Dominika Furmana i jeszcze lepszym strzałem głową Alana Urygi. Płocczanie zaraz potem ponownie umieścili piłkę w siatce rywali, ale po golu Suada Sahitiego sędzia zdecydował się cofnąć akcję na naszą połowę. Po zamianie stron swego dopiął już Klimala i mieliśmy remis. Stracona bramka w żaden sposób nie podłamała jednak piłkarzy Radosława Sobolewskiego. Po ponad godzinie gry fenomenalną bramkę zdobył Mateusz Szwoch, a pod koniec spotkania historyczna siódmą wygraną z rzędu przypieczętował Jakub Rzeźniczak. Tym samym Wisła Płock oficjalnie zasiadła na fotelu lidera PKO Ekstraklasy.
Późniejsze pasmo nieszczęść zaczęło się od problemów zdrowotnych Jakuba Rzeźniczaka, który doznał zapalenia opon mózgowych i jak się okazało, wypadł już z gry do końca jesiennej rundy.
Na koniec miesiące mieliśmy felerny mecz 1/16 finału Pucharu Polski przeciwko Stomilowi Olsztyn. Trzeba przyznać, że nie byliśmy tego dnia świadkami wielkiego widowiska. Nie dość, że sytuacji bramkowych z obu stron było jak na lekarstwo, to od siedemdziesiątej minuty olsztynianie grali z przewagą jednego zawodnika po czerwonej kartce Oskara Zawady. Ostatecznie po regulaminowym czasie gry i dogrywce mieliśmy bezbramkowy remis. O awansie do 1/8 finału przesądziły rzuty karne, które Stomil wygrał niestety 4:1.