Wielkanocne zmagania Nafciarzy
Rozgrywki Ekstraklasy w okresie Świąt Wielkanocnych stały się już tradycją, podobnie jak przygotowanie pisanek, spacer z koszyczkiem do kościoła czy oblewanie się wodą w poniedziałek. Nasza drużyna w ciągu ostatnich sezonów, na boiskach brała wszystko albo nic. Wygrane mecze przeplatała porażkami, nie notując żadnego remisu.
Ostatnią Wielką Sobotę nasi kibice niestety nie będą wspominać najlepiej, kiedy to 16 kwietnia na boisku przy Łukasiewcza 34 podejmowaliśmy poznański Lech. Nafciarzy od samego początku czekało trudne zadanie, ponieważ drużyna z Wielkopolski cały czas aktywnie walczyła o tytuł Mistrza Polski. Lech przeważał od pierwszego gwizdka, długo utrzymywał się przy piłce, podchodził pod bramkę Kamińskiego, jednak linia defensywy naszej drużyny nie pozwalała gościom na finalizację ich akcji. Kolejno Jesper Karlstrom, Joao Amaral i Radosław Murawski nie potrafili poradzić sobie z naszymi obrońcami. Pierwszą groźną sytuację dla Wisły obejrzeliśmy w 30. minucie, kiedy to przed polem karnym rywali faulowany był Jorginho, a Mateusz Szwoch po uderzeniu z rzutu wolnego trafił w słupek. W ataku Lecha na wiele pozwalał sobie Dawid Kownacki, jednak jego próby okazywały się niecelne lub na przeszkodzie stawał Kamyk. Niestety po kilku próbach, poznaniacy w końcu dopięli swego. W 44. minucie podanie Michała Skórasia z lewej strony, na bramkę zamienił Kowanacki. Druga część spotkania wyglądała podobnie – Lech atakował, ale bez konkretów, wiślacy skutecznie się bronili. Na odnotowanie zasługuje jeszcze strzał Damiana Michalskiego z 84. minuty, którego uderzenie głową, po dośrodkowaniu Jakuba Rzeźniczaka, o kilka centymetrów minęło słupek van der Harta. Niestety nasi zawodnicy mieli w tym meczu za mało argumentów w ofensywie i finalnie mecz zakończył się wygraną gości 0:1.
Wielka Sobota z sezonu 20/21 również nie niesie ze sobą dobrych wspomnień. Tego dnia na własnym boisku podejmowaliśmy Piasta Gliwice. Mecz rozegrany został w bardzo niesprzyjających warunkach pogodowych. Obfity deszcz mieszający się ze śniegiem, nad głowami zachmurzone niebo i raz na jakiś czas promień słońca przebijający się zza chmur. Początek spotkania to emocje pod naszą bramką, kiedy to zawodnicy Piasta domagali się przyznania rzutu karnego za zagranie ręką przed Filipa Lesniaka, jednak sędzia tego meczu – Damian Kos, widział całe zdarzenie inaczej. Przyjezdni odważnie podejmowali ofensywne próby, jednak Wisła skutecznie broniła się praktycznie całym zespołem – Patryk Tuszyński dwukrotnie nie dopuścił Jakuba Czerwińskiego do oddania strzału. Nafciarze niestety bardzo nieśmiało podchodzili pod bramkę gliwiczan, a jedyną szansą wartą odnotowania był strzał głową Angela Garcii. W pierwszej połowie umiejętności Krzysztofa Kamińskiego próbowali sprawdzić Jakub Świerczok oraz Arkadiusz Pyrka, jednak albo były to strzały niecelne, albo na posterunku stał nasz bramkarz. Po przerwie obraz gry się nie zmienił, a mało tego w 53. minucie goście wyszli na prowadzenie, kiedy to po akcji lewą stroną boiska, Jakub Świerczok dograł piłkę do niepilnowanego Michała Chrapka, który bez problemu posłał piłkę do bramki. W 72. minucie Alan Uryga głową próbował doprowadzić do wyrównania, jednak trafił prosto w ręce Frantiska Placha. Groźnych sytuacji z naszej strony, było jak na lekarstwo. Mecz zakończył się wynikiem 0:1, co było siódmym meczem bez zwycięstwa pod wodzą trenera Sobolewskiego.
W 2019 roku ze względu na pandemię, świątecznej kolejki nie rozegrano, jednak mecz z sezonu 2018/2019 będziemy wspominać zupełnie inaczej niż ostatnie dwa spotkania. Trenerem płocczan był wtedy Leszek Ojrzyński, którego było to trzecie spotkanie i jednocześnie trzecia wygrana, odkąd wrócił do Płocka. Wyjazdowy mecz z Wisłą Kraków rozegrany został w Lany Poniedziałek. Gorąco na boisku było praktycznie już od pierwszego gwizdka. To nasza drużyna lepiej prezentowała się na murawie, jednak to gospodarze przeprowadzili pierwsze groźne akcje. Dośrodkowanie Mateja Palcica z prawej strony, próbował wykończyć Krzysztof Drzazgi, jednak uderzenie okazało się niecelne. Płocczanie swoją okazję mieli kilkanaście minut później, kiedy to po rzucie wolnym piłka dotarła do Karola Angielskiego, ale po jego strzale piłka trafiła tylko w boczną siatkę. Kilka minut później, ponownie byliśmy pod bramką rywali, gdzie wykonywaliśmy rzut rożny. Po dośrodkowaniu Furmana i zamieszaniu w polu karnym, piłkę zebrali zawodnicy gospodarzy, którzy ruszyli z szybki kontratakiem. Kilka składnych podań pomiędzy Rafałem Boguskim i Krzysztofem Drzazgą, by ostatecznie futbolówka trafiła pod nogi niepilnowanego Sławomira Peszko, a ten strzałem pomiędzy nogami Thomasa Dähne, wyprowadził gospodarzy na prowadzenie. Podopieczni trenera Ojrzyńskiego mogli bardzo szybko zrewanżować się rywalom, kiedy to dośrodkowanie Angela Garcii wybijał Mateusz Lis, a przewrotką próbował uderzyć Karol Angielski. Niestety nasz napastnik nie trafił w piłkę, a w przeciwnika, za co otrzymał żółtą kartkę. Co nie udało Nafciarzom, udało się zawodnikom Białej Gwiazdy. W 35. minucie wynik spotkanie podwyższył ponownie Sławomir Peszko, którego bramka poprzedzona była odbiorem piłki w środku pola przez Vullneta Bashę oraz wymianę podań pomiędzy Krzysztofem Drzazgą oraz Marko Kolarem, wtedy jeszcze w barwach drużyny z Kraków. Podrażnieni płocczanie wzięli się za odrabianie strat jeszcze przed przerwą. Po dośrodkowaniu Giorgiego Merebashvilego, piłka dotarła do Mateusza Szwocha, a ten mocnym strzałem w samo okienko bramki, zdobył bramkę kontaktową. Po przerwie nadal emocje nie opadały. Najpierw Ricardinho zdecydował się na samotny rajd zakończony strzałem, a w 55. minucie czerwoną kartką ukarany został Łukasz Burliga, który źle przyjmował piłkę, a następnie próbując ratować sytuację, trafił w nogę Grzegorza Kuświka, który pojawił się na boisku w drugiej połowie. Dzięki tej sytuacji Nafciarzom grało się o wiele łatwiej. W 57. na murawie pojawił się Oskar Zawada, który ostatecznie okazał się bohaterem tego spotkania. Już 6 minut po wejściu, napastnik otrzymał podanie od Ricardinho, które zamienił na wyrównującego gola. Na 20 minut przed końcowym gwizdkiem, wspomniana dwójka ponownie namieszała w meczowym protokole. Dośrodkowanie Ricardinho na głowę Zawady i ten wyprowadza nasz zespół na prowadzenie. Piłka uderzona przy słupku i nawet wyciągnięty jak struna Lis nie miał szans przy tym strzale. Piękne gole i zwroty akcji – taki właśnie zapamiętamy tamten Lany Poniedziałek.
Rok wcześniej ponownie mierzyliśmy się na naszym stadionie z ekipą Piasta Gliwice. Mecz przedostatniej kolejki sezonu zasadniczego zakończył się naszym zwycięstwem. Spotkanie nie było już tak emocjonujące jak to poprzednie, jednak płocczanie od początku próbowali zaskoczyć bramkarza Piasta – Jakuba Szmatuły. Już w drugiej minucie meczu pod bramką rywali szczęścia szukał Giorgi Merebashvili, a kilkanaście minut później bramkarz gości przeszkodził Oskarowi Zawadzie, wykończyć dośrodkowanie od Cezarego Stefańczyka. W odpowiedzi reprezentant przyjezdnych Mateusz Szczepaniak, testował czujność Thomasa Dähne. Wtedy do głosu doszli gospodarze, Dominik Furman najpierw niecelnie uderzał z dystansu, by następnie dwukrotnie dośrodkowywać z rzutów rożnych. Za pierwszym razem bramkarz Piasta sparował strzał głową Adama Dźwigały, za drugim – Alan Uryga nieznacznie spudłował. Goście też mieli swoje sytuacje i to oni mogli otworzyć wynik spotkania, chociażby wtedy gdy Gerard Badia mocnym strzałem z powietrza uderzył w poprzeczkę. Jeszcze przed przerwą swoją sytuację miał Semir Stilic, który uderzeniem ze stojącej piłki zmusił Szmatułę do interwencji. Druga połowa rozpoczęła się od ataku gości, kiedy to reprezentujący jeszcze barwy Piasta – Karol Angielski oddał strzał na bramkę Dähne, jednak uderzenie było na tyle lekkie, że nie sprawiło żadnych problemów naszemu bramkarzowi. Po dwudziestu minutach ponownie nasza drużyna miała swoją okazję. Wprowadzony na plac gry chwilę wcześniej – Konrad Michalak, oddał strzał z okolic pola karnego, po którym bramkarz gości „wypluł” piłkę przed siebie. Tam czekał już na nią Oskar Zawada, jednak całą sytuację mocnym wybiciem wyjaśnił Uros Korun. Swoją drugą próbę miał ponownie Michalak, jednak jego uderzenie trafiło jedynie w poprzeczkę bramki gości. Na 3 minuty przed końcem spotkania, gospodarze w końcu dopięli swego. Rzut rożny wykonywał Dominik Furman, a jego dośrodkowanie trafiło dokładnie na głowę wbiegającego Alana Urygi. Trzeba wspomnieć, że była to debiutancka bramka naszego ówczesnego obrońcy, nie tylko w barwach Wisły Płock, ale również w ekstraklasie. Ten gol dał nam ostatecznie ważne 3 punkty.
Spotkanie wyznaczone na Wielką Sobotę 2017 roku było emocjonujące z kilku względów. Nafciarze rozegrali wielkanocny mecz po raz po powrocie do ekstraklasy. Do Płocka przyjeżdżała uznana marka na arenie krajowej, czyli Lech Poznań. Jakość rywala oraz dogodny termin spotkania poskutkowały tym, że po raz pierwszy w historii wszystkie bilety na ten mecz wyprzedały się w przedsprzedaży, a mimo niesprzyjającej pogody tego dnia, trybuny wypełniły się po brzegi! Tak wysoka frekwencja, gorący doping oraz oprawa kibiców, na pewno pozostawią tylko ciepłe wspomnienia. Niestety na murawie sytuacja nie była już tak kolorowa. Meczu nie mogliśmy zaliczyć do tych bardzo emocjonujących. Od pierwszej minuty drużyny wzajemnie badały się wzajemnie, a do pierwszej naprawdę groźnej sytuacji doszło dopiero w 25. minucie. Rzut rożny wykonywał Radosław Majewski. Jego dośrodkowanie trafiło na głowę Jana Bednarka, który na tyle szczęśliwie strącił piłkę, że ta spadła pod nogi Marcina Robak. Snajper ekipy z Poznania, bez zastanowienia uderzył prosto na bramkę bronioną przez Seweryna Kiełpina i w ten sposób gości wyszli na prowadzenie. Na zegarze mijała 30. minuta gry, przed swoją szansą stanął sam Radosław Majewski, który uderzał z ostrego konta. Uderzenie to wprowadziło zamieszanie w polu karnym, które ponownie próbował wykorzystać Robak, jednak akcja zakończyła się niecelnym strzałem. Po kilku chwilach to w końcu nasza drużyna spróbowała swoich sił, aby zaskoczyć rywala. Giorgi Merebashvili zszedł do środka boiska, uderzył w kierunku dalszego słupka, jednak jego strzał do boku wybił Matus Putnocky. Powiedzenie mówi, że nie wykorzystane sytuacje się mszczą i tak było tym razem. Chwilę po akcji gospodarzy, skutecznie odpowiedzieli Lechici – Marcin Robak wykorzystał dośrodkowanie Dawida Kownackiego, tym samym podwyższając wynik spotkania na 0:2 dla Lecha. Jeszcze przed przerwą na ponowną próbę strzału zdecydował się Merebashvili, jednak i tym razem okazała się ona niecelna. Goście ambitnie chcieli dobić Nafciarzy jeszcze przed zejściem do szatni, jednak na nasze szczęście w dogodnej sytuacji skiksował Tomasz Kędziora. Niestety już w 5 minucie drugiej połowy, komentatorzy ponownie wymawiali nazwisko Majewskiego, który to przepięknym uderzeniem z dystansu ustalił wynik spotkania na 0:3 dla Kolejorza. Niebiesko-biało-niebiescy zdołali jedynie odpowiedzieć niecelnym strzałem Dimitara Ilieva i ostatecznie z musieliśmy uznać wyższość przeciwników.
Wcześniejsze wielkanocne spotkania rozgrywaliśmy na boiskach niższych lig. W ostatnich dziesięciu latach były to pojedynki z kolejno: GKS-em Bełchatów (2:0), Dolcanem Ząbki (1:1), Chojniczanką Chojnice (0:2), Concordią Elbląg (3:0) i Flotą Świnoujście (2:2). Ostatnie mecze nie ułożyły się po naszej myśli, dlatego liczymy, że w najbliższym meczu z Zagłębiem Lubin karta się odwróci.