Wiślackie Prima aprilis
Rokrocznie pierwszego kwietnia środki masowego przekazu prześcigają się w tworzeniu nieprawdziwych, ale w miarę wiarygodnych informacji by nabrać i rozbawić swoich czytelników, słuchaczy czy widzów. Zwykle trudno dać się nabić w butelkę, jednak czasem sztuka się udaje. Poniższy tekst, chociaż poświęcony prima aprilis, jest całkowicie rzetelny i nie warto doszukiwać się nawet drobnego kłamstewka.
W naszej historii występów w ekstraklasie są mecze, które rozgrywaliśmy 1 kwietnia i pragniemy je przypomnieć. Wyniki będą prawdziwe, strzelcy bramek i wrażenia z boiska również. No może nieco subiektywne, ale ludzką pamięć trudno uznać za obiektywny instrument.
W debiutanckim na szczeblu ekstraklasy sezonie mieliśmy okazję wybiec na boisko właśnie 1 kwietnia. Gościliśmy nie byle jakiego rywala – Lecha Poznań. W pierwszej połowie goście za sprawą wybitnego reprezentanta Polski Jacka Bąka objęli prowadzenie, w drugiej części trafienia czołowych ówczesnych strzelców Nafciarzy Rafała Siadaczki i Pawła Miąszkiewicza dały nam niespodziewane zwycięstwo i przedłużenie szans na pozostanie w ekstraklasie, co się niestety nie udało.
Pięć lat później do Płocka przyjechała Amica Wronki. W sumie niepotrzebnie. Gdyby bowiem obydwie drużyny solidarnie przed meczem zapowiedziały, że zadowala je bezbramkowy remis, to piłkarze nie męczyliby się bezsensownym bieganiem po boisku, a kibice nie wynudzili się okrutnie. Ten mecz zasługuje na miano primaaprilisowego żartu, ale osiągnięty rezultat w obydwu szatniach potraktowano jako zdobycz, a nie stratę.
Znacznie więcej powodów do radości mieli wronczanie w 2006 roku. Pokonali u siebie Wisłę 2:0, do czego istotnie przyczyniło się pudło Ireneusza Jelenia z rzutu karnego. Jedną z bramek dla Amiki strzelił późniejszy Nafciarz Filip Burkhardt. Usprawiedliwieniem dla Wisły może być wyraźne w tamtym okresie nastawienie na Puchar Polski, bowiem w lidze graliśmy o pietruszkę, więc trener Josef Csaplár całą pracę podporządkował pucharowi z doskonałym, jak wiemy, skutkiem.
W żadne żarty nie bawili się piłkarze naszej Wisełki 1 kwietnia 2017 roku. Już w 4. minucie pojedynku z Cracovią objęli prowadzenie po ładnym strzale Sergeia Krivetsa. Wprawdzie na chwilę postanowili pobawić się na boisku, co wykorzystał Sebastian Steblecki, ale ponownie poważnie wzięli się do wykonywania obowiązków i jeszcze przed przerwą dzięki Piotrowi Wlazło oraz Mateuszowi Piątkowskiego wyszli na dwubramkowe prowadzenie. W drugiej odsłonie Piona dołożył jeszcze jedno trafienie. Graczem meczu był Dominik Kun, który był dosłownie wszędzie. Za godny pierwszego kwietnia żart można natomiast uznać postawę brazylijskiego obrońcy Pasów Deleu, którego Kunik ogrywał bezlitośnie.
Bilans rozegranych 1 kwietnia meczów jest dla Wisły korzystny. Nie poprawimy go jednak w tym roku, bowiem spotkanie z Piastem odbędzie się dzień później. Ale, na pewno jeszcze niejedno spotkanie na szczeblu ekstraklasy Wisła w Prima aprilis rozegra.