Zynek: Każdy pokazuje się najlepiej, jak może
Po sparingu na obozie w Turcji porozmawialiśmy z Bartoszem Zynkiem. Dla młodego pomocnika półgodzinny występ przeciwko Neftçi PFK był powrotem po kilkumiesięcznej przerwie spowodowanej kontuzją barku.
Bartosz Zynek podpisał kontrakt z Wisłą Płock rok temu. Początkowo miał do nas trafić latem, ale niedługo potem okazało się, że przeprowadzka nastąpi jeszcze na początku rundy wiosennej sezonu 2020/2021. Najpierw występował w drugim zespole, aż w ramach trzydziestej kolejki PKO Bank Polski Ekstraklasy zadebiutował w pierwszej drużynie, zaliczając kwadrans z Zagłębiem Lubin. W późniejszym okresie długo nie widzieliśmy go ani w treningach, ani na boisku. Młodzieżowy reprezentant Polski po kilkumiesięcznej rehabilitacji w końcu jest już do dyspozycji sztabu szkoleniowego i zamierza walczyć o swoje.
Kiedy poprzednim razem Bartosz Zynek pojawił się na boisku w meczu pierwszej drużyny Wisły Płock?
Ostatni mecz zagrałem na obozie w Warce przeciwko Widzewowi Łódź.
Dość dawno. Co się działo od tamtego momentu? Czemu nie było cię w meczach pierwszej drużyny, w meczach drugiej drużyny? Słuch o tobie zaginął!
Było tak, że wróciliśmy z Warki i po obozie zwinąłem bark jeszcze kolejne dwa razy. Musiałem to zoperować, ponieważ to były już takie nawykowe zwichnięcia. Potem miałem rehabilitację aż do przerwy świątecznej.
Kiedy wróciłeś do takich regularnych treningów? Przed Świętami?
Tak, tak. Tydzień, dwa tygodnie przed przerwą wróciłem do treningów, ale wiadomo... Ten pierwszy tydzień treningów był tak naprawdę zapoznawczy z piłką. W drugim mieliśmy mecz z Lechią Gdańsk w piątek, więc nie było na co liczyć, jeśli chodzi o granie. Tak naprawdę byłem przygotowany, że do gry będę na sto procent po przerwie świątecznej.
Dzisiaj od początku zagrałeś z Neftçi PFK. Jak wrażenia?
Fajnie było wrócić na boisko. Nie na jakiś trening czy coś, tylko normalny sparing. Myślę, że na początku było trochę chaosu, ogólnie kopanina. Z minuty na minutę coraz lepiej graliśmy, stwarzaliśmy sytuacje. Osobiście tak, jak powiedziałem — fajnie było wrócić na boisko, poczuć taką atmosferę meczową i pograć te trzydzieści minut.
Na twojej pozycji zagrało trzech zawodników. Ty zagrałeś pół godziny, Dawid Kocyła pół godziny i Radosław Cielemęcki pół godziny. To jest podyktowane, że na waszej pozycji rywalizacja jest największa, czy po prostu na ten mecz akurat tak się wydarzyło?
Przed meczem mieliśmy takie założenia, że mieliśmy w trójkę zagrać po trzydzieści minut. I to tyle, co tak naprawdę wiem.
Czyli nie wiesz, czy dalej będziesz już więcej grał?
Nie, nie. To na bieżąco nam jest mówione na odprawie przed meczem. Wiadomo, każdy z nas na treningach pokazuje się najlepiej, jak może.
Zatem trzeba to traktować po prostu jako rywalizację o miejsce w składzie.
Tak, tak, jak najbardziej. Wszyscy gramy na jednej pozycji. Wiadomo, że każdy chce grać, no ale jeśli chodzi o ten mecz, to te założenia były już z góry. Jeżeli chodzi o kolejne mecze, to nikt nic nie wie aż do odprawy.
Ale czasem można się domyślać czegoś po treningach?
Na zajęciach często jest widoczny skład, kto gra na treningu, a okazuje się, że na odprawie jest zupełnie inaczej!
Piotr Tomasik mówił, że w meczu karty rozdawał wiatr. Jak ty byś skomentował te warunki?
Myślę, że zdecydowanie jest to dobre stwierdzenie. Kilka razy próbowaliśmy grać górą prostopadłe piłki, jakieś crossy, a piłka stawała w powietrzu. Ciężko tak naprawdę dać celną piłkę do kolegi z drużyny przy takim wietrze.
Co możesz powiedzieć o samym Neftçi? Ktoś ci zapadł w pamięć z tej drużyny? W pierwszej połowie, w której grałeś, rywale nie stworzyli za wiele zagrożenia.
Myślę, że na pewno wyróżniał się lewoskrzydłowy. Fajnie operował przy piłce, wrzutki, robienie przewagi. Sądzę jednak, że byliśmy dobrze przygotowani w obronie i na zbyt wiele im nie pozwoliliśmy.
Rozmawiał Mateusz Lenkiewicz