Bartłomiej Żynel: To dobry przepis
O porażce w Poznaniu, przygotowaniach do dzisiejszego meczu pod wodzą Patryka Kniata i Krzysztofa Sobieraja oraz przepisie o obowiązkowej grze młodzieżowca porozmawialiśmy z Bartłomiejem Żynelem. Zapraszamy do lektury.
Ostatnie spotkanie w Poznaniu nie wyszło Wam tak, jak sobie zapewne zakładaliście. Co poszło nie tak?
Bartłomiej Żynel: Szybko stracona bramka z pewnością nie ułatwiła nam zadania. Przy wyniku 1:0 dla Lecha nie wykorzystaliśmy też okazji, które sobie stworzyliśmy. Później ruszyliśmy trochę wyżej, nieco się odkryliśmy, a gospodarze skupili się na grze z kontry. Tak padła przecież druga bramka. Mieliśmy jeszcze oczywiście swoje okazje, ale Lech okazał się skuteczny i niestety, przegraliśmy.
Wysoka porażka, a chwilę po ostatnim gwizdku kolejny cios – trener Ojrzyński z powodów osobistych rezygnuje z pełnionej funkcji. Jak przebiegały więc przygotowania do spotkania z Lechią?
- Mogę powiedzieć, że przygotowania do meczu nie różniły się od tych, które prowadził trener Ojrzyński. Wiadomo, że bez trenera nie jest nam łatwo, ale Patryk Kniat i Krzysztof Sobieraj zrobili wszystko, żeby nas dobrze przygotować i zmobilizować. My, jako drużyna, staraliśmy się skupić tylko i wyłącznie na meczu z Lechią i dawać z siebie wszystko na treningach. Jak wyjdzie w praniu, zobaczymy.
W niedzielę to zespół z Gdańska będzie faworytem. Stać Was na sprawienie niespodzianki?
- To prawda, poprzedni sezon Lechia miała udany, a nawet bardzo udany. Wiadomo, że celowali w mistrzostwo, ostatecznie im się to nie udało, ale generalnie grali naprawdę dobrze. Wzmocnili się latem na kilku pozycjach i z pewnością jest to niebezpieczna drużyna. Ale my w poprzednim sezonie z nimi nie przegraliśmy. Na papierze może są mocniejsi, ale wszystko zweryfikuje boisko. Póki piłka w grze, wszystko możliwe.
Jak oceniasz wprowadzony niedawno przepis o obowiązku gry przynajmniej jednego młodzieżowca w wyjściowej jedenastce?
- Zawodnikom, których ten przepis obejmuje z pewnością jest łatwiej wywalczyć sobie miejsce w składzie. Szczerze mówiąc ciężko jest mi to ocenić, to świeża sprawa. Nie ukrywam jednak, że ja jako jeden z wielu młodzieżowców jestem z tego zadowolony. Wydaje mi się też, że patrząc na ekstraklasę ciężko jest znaleźć zawodnika, który odstawałby poziomem od reszty, albo był piątym kołem u wozu. Nie mogę być niezadowolony z tego przepisu.
Korzyści wynikające z wprowadzenia takiego przepisu powinny być jeszcze bardziej widoczne po kilku latach.
- Dokładnie, ten przepis ma sens dopiero w dłuższej perspektywie. Kluby zaczną jeszcze bardziej myśleć o młodzieży, o swoich szkółkach. W tym momencie każdy korzysta z tego, co ma. Ale za kilka lat, jeśli przepis się utrzyma, każda drużyna powinna mieć w składzie kilku chłopaków wyszkolonych we własnych szkółkach. Wydaje mi się, że jest to dobry przepis, który być może zmieni nieco myślenie i politykę klubów względem szkolenia młodzieży i budowania drużyny.
FOT. MACIEJ FIGIELEK/ 400mm.pl